dzień jak co dzień
Komentarze: 8
Mówiąc bardzo delikatnie, to narobiłam się dzisiaj jak wół. Jeśli ktoś kiedyś mi powie, że praca biurowa (czy papierkowa, jak kto woli), to pryszcz, to mu chyba skopię dupkę i rzodkiewkę zasadzę. No bo jeżeli ktoś pracuje fizycznie, to przychodzi do domu i koniec. Nie myśli już o pracy, może odpocząć. A ja cały czas kombinuję, czy wszystko na czas wysłane, jak rozwiązać różne formalne problemy, jak zaksięgować... często robię jakieś papierki w domu (ZUSy albo podatki), bo tak lepiej. No i generalnie to wychodzi tak, że wcale nie jest to pół, ale trzy i pół etatu! Ciągle trzeba czytać przepisy, śledzić zmiany w prawie. Jak popatrzę na tę stertę gazetek, które czekają na przeczytanie, to aż dreszcze przechodzą. Dobrze, że chociaż pogoda nastraja optymistycznie, bo gdyby tak jeszcze chmury i deszcz... Nawet nie chce mi się myśleć co to będzie pod koniec roku. No bo niby taki nastrój świąteczno-karnawałowy, a ja będę ślęczeć nad rozliczeniami rocznymi... Brrrr... dobrze, że to jeszcze trochę czasu.
Nic to! Na szczęście zbliża się weekend i można trochę odetchnąć. Odetchnąć... hehe... chyba, że sobie okno otworzę, bo pewnie spędzę te dni przed komputerkiem :-)
Dodaj komentarz