wrz 09 2002

i po poniedziałku


Komentarze: 1

Najlepsze w poniedziałku jest to, że kiedyś musi się skończyć. Naszczęście dzisiejszy dzień ma się ku końcowi. Na szczęście, bo nie należał do najprostszych. Kurczę, czy ja kiedyś byłam taka popaprana, że chciałam pracować? Odwołuję każde moje słowo! Praca jest ok do czasu jak szefostwo (zwłaszcza jak się ma ich kilku) nie chce wyjaśniać spraw finansowych firmy. Każdy dąży do czegoś zupełnie innego: szefostwo oczywiście do tego, żeby mieć kupę kasy i jak najmniej dać fiskusowi, ja-do tego, żeby wszystko było zgodnie z prawem, bo na czyją głowę spadną pięści jak nie będzie? Wyłączając już fakt, że jednego ze wspólników gówno obchodzi dokładnie wszystko, to jeszcze możnaby to nazwać normalną sytuacją. I pomyśleć, że każdy księgowy na tym popapranym świecie tak ma. Żebym jeszcze za te balansowanie na krawędzi dostawała jakieś godziwe wynagrodzenie... Cały czas mam jednak wrażenie, że to swego rodzaju inwestycja z mojej strony, bo wciąż uczę się czegoś nowego, zdobywam doświadczenie, bez którego jak każdy wie o dobrej pracy nawet nie ma co myśleć. Najgorsze jest to, że najczęściej pracodawcy żądają, żeby pracownik był młody (25 lat), dyspozycyjny, po studiach (najlepiej dziennych) i z 10-letnim doświadczeniem. He he he... i jakoś nie dociera do nich, że to mało realne. Ech... obejrzę sobie Seana Connery (on jest jak wino: im starszy tym lepszy) i ucieknę od tego poniedziałku w świat snu. Oby tylko nie śniła mi się kontrola z Urzędu Skarbowego...brrr...

sheryll : :
K_P
09 września 2002, 21:38
uffff....skonczyl sie :o) jeszcze cztery dni i sobota!

Dodaj komentarz