jak dobrze mieć sąsiada...
Komentarze: 3
Już czułam kompletną pustkę w głowie i nawet planowałam czasowe zawieszenie działalności blogowej, a tu wpadł mi do głowy taki mały pomysł opisania "uroków" życia w tzw. blokowisku. Pomysł pojawił się natomiast nie tak sobie, ale z konkretnego powodu. Powód ten natomiast od samego rana (czyt. od 8.32) wiercił jakimś wiertłem wielkości drzewa chyba w mój sufit. Właściwie to już prawie wwiercał się w mój zaspany móżdżek. Leżąc tak i patrząc czy nic nie leci mi już na głowę, albo czy nie widać jaki dywan ma sąsiad, pomyślałam sobie (jak jeszcze mogłam myśleć), że cudem byłoby nieposiadanie sąsiadów. Bo moi sąsiedzi są wyjątkowo upierdliwi. Zalet posiadania takowych nie znajduję. Wady natomiast... Zacznę od pobudek. Typ pobudki wiercącej już znacie. Jest jeszcze kilka typów. Typ drugi, ale chyba najczęstszy to pobudka muzyczna. Muzyczna...no nie wiem, czy te "łup łup łup" można nazwać muzyką, ale tak będzie najłatwiej ją nazwać. Pobudka muzyczna zdarza się o porach najróżniejszych, a najbardziej lubi się zdarzać o godzinie 8.07 w niedzielę. Wtedy to wypowiadam słowa, o których znajomość sama siebie nie podejrzewałabym. Mam wtedy ochotę iść do tych moich sąsiadów kochanych tak jak stoję, taka rozczochrana i rozłupać im małym kuchennym tasaczkiem cały ich drogocenny sprzęt grający. "Łup łup łup" zdarza się oczywiście nie tylko rano, ale również wtedy jak wracam z pracy i mam ochotę na chociaż 15 minut ciszy i spokoju. Ależ skąd! Moi kochani sąsiedzi uważają, że wszyscy inni sąsiedzi uwielbiają ich codzienne "łup łup łup". Mam nawet pomysł, żeby na Gwiazdkę (jak dożyję w tym jazgocie) sprezentować moim kochanym sąsiadom piękne słuchawki do słuchania ich "łupów". Wiem wiem wiem... ktoś mi zaraz napisze, że do 22.00 można sobie "łupać" ile się chce. Ja tam też jestem za hasłem "wolność Tomku w swoim domku", ale jakoś tolerancja mnie nie dopada jak w głowie stado słoni tańczy mi can-cana. Ja rozumiem imieniny, urodziny i inne imprezy okolicznościowe. Rozumiem, nakładam poduszkę na głowę, w uszy stopery i nawet nie używam wtedy wyszukanych wulgaryzmów, ale nie co dzień w mordę. I nie o 8 rano w niedzielę! No ale odeszłam od tematu. Trzeci typ pobudki to poranne schodzenie sąsiadów po schodach. Nie mogą oczywiście iść normalnie. Zwłaszcza dzieci sąsiadów uwielbiają biec po schodach, a mi wydaje się, że coś mi się wali na głowę. Pobudka kolejna, to pobudka pieska, czyli poranne spacery z psami, które szczekają specjalnie pod moim oknem. Pobudka numer... kolejny, to pobudka wrzeszcząca, czyli wrzeszczące dzieci pod moim oknem. Ciekawe dlaczego wszyscy uparli się, żeby głośno się zachowywać pod moim oknem właśnie... dzieci najczęściej wrzeszczą do siebie słowa, których nawet ja, w najgorszej złości, nigdy nie przepuściłam przez swoje usta. Pobudka trzepiąca buty ma zastosowanie jedynie zimą. Mieszkam bowiem na parterze i jak sąsiedzi wchodzą do klatki, to namiętnie trzepią swoje butki ze śniegu, aż do mniej więcej drugiego piętra. O skrzypiących drzwiach wejściowych, które tylko ja oliwię już nie wspominam... Ufff...jak tak sobie ponarzekałam, to od razu mi lżej i może jutro przy pobudce muzyczno-wiercącej (kolejni sąsiedzi zaczęli remont) uśmiechnę się do siebie i powspominam czasy kiedy to u mnie był remont i prosiłam majstrów, żeby zaczynali swoje stukanie i wiercenie jak najwcześniej. Może już czas coś wyremontować...
Dodaj komentarz