jeszcze żyję...
Komentarze: 4
Nie piszę, bo jakoś nie ma kiedy. PIPa znów mnie nawiedziła, więc na brak zajęć nie narzekałam. No i koniec miesiąca... Poza tym niedomagający mąż, jakiś taki zjebany nastrój, zimno, chłodno i źle. I tylko piątkowy wyjazd pozwala mi co dzień z nadzieją otwierać oczy. Na co ja będę czekać jak już wrócimy (jedziemy na ślub koleżanki ze studiów)? Pewnie na Boże Narodzenie... A tutaj też, kurdę, nikt za mną nie tęskni, skrzynka wcale nie pęka w szwach od listów o treści: COME BACK! od wielbicieli... Ech... życie! Mogłabym odejść cichutko i bez żadnych rozgłosów typu: żegnam, odchodzę, nie proście, żebym została! i nikt by nawet nie zauważył... okrutne to wszystko. Życie jest okrutne, ludzie bezwzględni, a los poplątany.
Dodaj komentarz