posmęcę trochę
Komentarze: 1
Bedę smęcić. Co gorsze, będę smęcić o czymś, o czym głośno od paru dni wszędzie, a już na pewno głośno będzie jutro. Będę smęcić o tym, co się zdarzyło rok temu, czyli o ataku na WTC. Pamiętam, że tak jak w tym roku czekałam na upragniony urlop. Już prawie pakowałam walizki. Czekałam właśnie w domu na mamę. Zrobiłam jakiś obiadek i przełączałam kanały w telewizorku, żeby znaleźć coś, na czym można zawiescić oko. Zatrzymałam na BBC. Coś mi nie pasowało. Podniosły głos komentatora, coś płonęło. Jeszcze nie wiedziałam za bardzo co i o co chodzi. Wsłuchiwałam się i szukałam w pamięci tłumaczenia tego co słyszałam, bo ten mój angielski troche ostatnio zapomniany. I dotarło do mnie., ale jeszcze nie wierzyłam. Przełączyłam na polskie kanały. Nic. Jeszcze nic, bo za chwilę to samo zobaczyłam i usłyszałam po polsku. Zaczęłam przeszukiwać pamięć "kto mieszka w NY?" "czy jest tam ktoś dla mnie bliski?" Oglądałam jak sparaliżowana. Przyszła mama. Nic nie wiedziała, a ja nawet nie wiedziałam jak to opowiedzieć. Do końca dnia siedziałam przed telewizorem i słuchałam relacji. To cholernie egoistyczne, ale pierwsze myśli były takie, że bardzo bałam się o siebie i swoich bliskich. Bałam się, że to początek czegoś wielkiego... wojny może... Nawet sobie pomyślałam, że nie moge jechać nad morze, bo jak coś się stanie... Wieczorem płakałam do poduszki. Próbowałam zrozumieć tych, którzy niedoczekali się na swoich najbliższych tego dnia. Ja przecież też czekałam na mamę. Gdyby ona nie wróciła? Potem jak słuchałam ostatnich rozmów ludzi, którzy dzwonili z samolotu, albo z wieżowców do swoich bliskich i żegnali się, to wyłam jak bóbr. Wiem, wiem... ktoś napisał, że codziennie ginie wielu ludzi, że na przykład w Afryce z głodu, że w różnych wojnach, które nas nie dotyczą... Wiem. Zdaję sobie z tego sprawę, ale nic nie poradzę na to, że mnie to tak dotknęło. Wiem, że to był "dobry news" dla stacji telewizyjnych, wiem, że skomercjalizowano tragedię. Mnie to jednak tak bardzo zabolało i boli nadal jak patrzę na zeszłoroczne zdjęcia. Jak się potem okazało mój kolega uniknął cudem śmierci, bo wziął wolne tego dnia. A pracował w WTC... tak miało być? Być może... gdzieś podświadomie wierzę w przeznaczenie, w zapisane dla nas wydarzenia. Najgorsze jest to, że na szaleńców nie ma żadnej metody. Ja nawet próbowałam ich zrozumieć. Próbowałam zrozumieć to, że USA we wszystko się wchrzania, że próbują urządzić ten świat po swojemu itd. Nie zrozumiałam jednak czemu winni byli ci ludzie, którzy zginęli. Czy oni mieli jakikolwiek wpływ na to, co się dzieje? Dlaczego matki i ojcowie osierocili swoje dzieci? Dlaczego żony nie doczekały się w ten wtorek na swoich mężów? Dlaczego rodzice stracili dzieci? Nie rozumiem...
Dodaj komentarz