maj 22 2003

remanencik


Komentarze: 5

No i nie ma to tamto! Zostało 16 dni, jakby nie patrzeć. Czyli właściwie dwa tygodnie... czyli właściwie tydzień z hakiem, bo weekend minie jak zwykle tak szybko, że nie ma go co liczyć. Czas na remanencik! A zatem, czego jeszcze nie mam?

- nie mam tej cholernej pary na tort i nie wiem czy będę miała

- nie mam ustalonego menu, ale mam nadzieję, że w niedzielę ten punkt będzie już nieaktualny

- nie mam normalnego koloru włosów, ale będę miała za tydzień

- nie mam pojęcia co będę miała na głowie w dzień ślubu, bo wciąż nie widzę jakoś tych ozdóbek, które mam w moich włosach

- nie mam nic "na plecy" (jak to określiła moja ciocia), a zważywszy na to, że pogoda do kitu, a w kościele upałów nigdy nie ma, to będę szczękać zębami przez całą mszę

- nie mam opłaconego ślubu w kościele, ale to za tydzień...

- nie mam podpisanej drugiej spowiedzi przedślubnej i znów będę musiała robić szpagaty, żeby trafić na normalnego księdza, a nie takiego, którego interesuje całe moje życie

- nie mam siły na tysięczne omawianie kto kiedy przyjedzie i gdzie będzie spał

- nie mam cierpliwości do pomysłów różnych ludzi wokół mnie, którzy uważają, że pomagają mi podrzucając coraz to nowe wątpliwości ("a jak ksiądz nie przyjedzie... a jak będzie lało... a jak wódka będzie nie taka... a jak jedzenia będzie za mało...")

Co mam?

- mam A. - całkiem na amen zakochanego i szczęśliwego, że będziemy razem

- mam wszystko, co będzie mi potrzebne, żeby jakoś wyglądać w ten dzień

- mam zamówione kwiaty (dziś w końcu zdecydowałam się na wiązankę)

- mam genialną siostrę, która martwi się jeszcze bardziej niż ja i w ostatniej właściwie chwili bez żadnych sprzeciwów zgodziła się świadkować

- mam jeszcze genialniejszą mamę, która pomaga jak może, doradza, myśli, kombinuje...

- mam teściów... ale nie wiem czy to akurat zapisać in plus, czy in minus...

- mam własnego, osobistego księdza, czyli brata ciotecznego, który wyżebrał od proboszcza wolne i przypędzi, żeby udzielić nam ślubu (a swoją drogą, czy wiecie kto udziela sakramentu małżeństwa? taki mały konkursik... jest tu kilka mężatek, więc nie powinno być problemu)

- mam fajny zespół, który godzi się na wszystkie moje ograniczenia i "ale"

No to chyba najważniejsze...

sheryll : :
Kicia
23 maja 2003, 09:00
Odpowiedż na pytanie -tak sama jak serducha. Sami sobie udzielamy samkramentu małżeństwa. Przyrzekamy sobie miłość, wierność aż do śmierci. Piękne to jest - prawda. JA już nie mogę się doczekać. I wiem, że ty też. Kurcze - jak fajnie.
K_P
22 maja 2003, 17:34
Sluchaj, tym "na plecy" sie nie martw. Gwarantuje Ci, ze ani przez chwile nie pomyslisz, ze jest Ci zimno, taka bedziesz zestresowana, a pozytyw jest taki, ze sie nie spocisz. Ja bralam slub w grudniu i mialam taka nerwe, ze nie dalam nic na siebie zalozyc, i jak gosc sobie przez cala msze bylam w sukni BEZ REKAWOW, z DEKOLTEM i GOLA POLOWA PLECOW. Goscie weselni w plaszczach - mnie ani przez sekunde nie bylo zimno. No to wiesz, w sumie ten punkt tez masz z bani...
22 maja 2003, 17:02
co do pytania to oczywiscie ze sakramentu udzielaja sobie mlodzi nawzajem - w obecnosci kaplana. powodzenia.
22 maja 2003, 15:54
Jak napiszę, że Cię kocham, to będę monotematyczna... no ale nic innego nie przychodzi mi do głowy, bo tylko kochany człowieczek mógłby chcieć podzielić się swoimi figurkami... Ochotę mam! OGROMNIASTĄ!
22 maja 2003, 15:48
A "ochotę na ślub i spędzenie reszty życia z jedną osobą" masz czy nie masz? Bo nie figuruje w żadnym zestawieniu. A co do pary na tort- mogę Ci kopsnąć moje stare figurki G.I. Joe albo transformery, które (uwaga, teraz najzajebistsza część) zamieniają się w śmieciarkę i odrzutowiec, Yeah! Acha i chciałem się pochwalić, że ja też zostanę kapłanem, bo na www.universalministires.com mogę założyć własny Kościół za jedyne pięć baksów.

Dodaj komentarz