Komentarze: 2
Dziś słów kilka o przyjaźni. Z tą przyjaźnią to jest tak, że każdy o niej mówi, a nikt nie wie tak naprawdę co ona znaczy. Drażnią mnie ludzie, którzy po kilku tygodniach znajomości publicznie szastają słowem przyjaźń. Mówią, jakich to extra przyjaciół poznali i zaprzyjaźnili się do grobowej deski i w ogóle sam miód. I przychodzi czas, że na każdą nowo poznaną osobę mówimy "mój przyjaciel". Za dużo tych ogólników. Ja tam nie rozdaję na lewo i prawo mojej przyjaźni. Bo na przyjaźń trzeba sobie zasłużyć! Trzeba sprawdzić człowieka w wielu sytuacjach, trzeba przeżyć z nim kilka bolesnych wydarzeń. Dziś chciałabym napisać o Marcie. Znamy się od lat ... hmm... 18 chyba, czyli jak łyse konie. Razem dorastałyśmy, razem doroślałyśmy. Razem się nawet rodziłyśmy jednego dnia. No może nie zupełnie razem, bo o innych godzinach i w innym mieście... Były okresy w naszym życiu, że rozmawiałyśmy częściej lub rzadziej, że miałyśmy dla siebie niewiele czasu, ale dopiero niedawno, kilka lat temu doszłam do wniosku, że tak naprawde z tych dziecięcych lat tylko ona mi pozostała. Odkryłyśmy co naprawde znaczy słowo przyjaźń. Kocham ją taką jaka jest. Z całym bagażem problemów, doświadczeń, dziwactw... ze wszystkim. I czasem się tylko zastanawiam, czy ona wiem ile dla mnie znaczy. Czy ja jej to kiedyś mówiłam? Czy w ogóle powinno się mówić takie rzeczy? Ech... miało być tak pięknie o przyjaźni, a wyszło nieco chaotycznie. No ale taka właśnie jestem. I mam nadzieję, że taką mnie Marta kocha. Chaotyczną, roztrzepaną czasem, porywczą, naiwną... zupełne jej przeciwieństo jak się okazuje. Uporządkowana i spokojna Marta nigdy nie miałaby takiego bałaganu w pokoju jak ja mam dzisiaj...