Archiwum 10 sierpnia 2002


sie 10 2002 globalna wioska
Komentarze: 2

Na wyraźną prośbę pewnych osób piszę... a bez prośby też pisałabym, więc nie róbcie sobie nadziei. Na początek kilka słów wyjasnień i kajania się. Co z moimi planami na dziś? Tzw. dupa blada, czyli prawie nic nie zrobione. Jedyne, co udało mi się dziś osiągnąć, to wyspany umysł, bo "odpadłam" w dzień i pospałam troszkę. Troszkę... HA! 2 godzinki tylko... No, ale jak to powiedziała MF: muszę przecież coś mieć z soboty. A zatem nie będę się zamartwiać, bo co mi to da.

Hmm... może dość tych moich bzdurnych wynaturzeń. Już dawno nic ambitniejszego chyba nie było... A czy w ogóle kiedyś było... A dziś będzie o necie i o ludziach, których tu poznaję. Generalnie jest tak, że wielu było ciekawych ludzi w moim komputerku, ale przeważnie te znajomości znikają po kilku tygodniach, miesiącach. Jest jeden ewenement. I ten ewenement pewnie wie, że o niego chodzi. Poznałam Go jakieś... 5 lat temu chyba, jak tylko zaczynałam moją przygodę z globalną wioską. I zostało do dziś. Z mniejszymi lub większymi przerwami, ale trwa. Czasem jednak jest tak, że spotykam tu kogoś, kto czuję, że jest mi bardzo bliski. Taka pokrewna dusza (za dużo Ani z Zielonego Wzgórza się naoglądałam chyba). Piszemy to samo w tym samym czasie, nadajemy na tych samych falach, śmiejemy się z tego samego... Niewiele było takich osób. Na palcach jednej ręki można policzyć. A teraz znów ktoś jest i ONA wie, że o niej piszę. I zastanawiam się czasem, jak to jest, że ja tak bardzo lgnę do ludzi. Nawet tych wirtualnych, daleko ode mnie (nawet do tych z Wrocławia :) ). Nie mogłabym chyba żyć jak pustelnik. NEVER! Ludzie są dla mnie jak tlen.  Ludzie i ćwirki oczywiscie...

No dobrze... wracam na czata, bo nie oge się skupić jakoś, jak wiem, że oni tam sobie wydurniają się beze mnie.

sheryll : :