Komentarze: 2
Serducho, na szczęście jakoś udało mi się przetrwać bez wybuchu. Za to dziś czuję się jakbym jednak wczoraj wybuchła. Zeszło ze mnie całe życie. Może zamarzło? Myślałam dziś sobie nad bezsensem tej całej rzeczywistości gospodarczej. Pracodawcy nie płacą ludziom, albo płacą marne pieniądze. Pracownicy nie mają za co kupić tego, co pracodawcy wytwarzają, oferują. Firmy upadają jedna po drugiej. Wczoraj nie ukazało się "Życie". "Trybuna" też na skraju bankructwa. Wiem, że alternatywą jest teraz internet, ale mi się zawsze wydawało, że co jak co, ale gazety ludzie będą kupowac zawsze. Takie jakieś przyzwyczajenie do słowa drukowanego. W tej całej bezsensownej sytuacji jestem ja. Jeszcze w liceum wydawało mi się, że studia otworzą mi wszystkie drzwi. Naiwnie myślałam, że to coś znaczy. Dziś właściwie nie mam na co narzekać, ale cholera mnie bierze jak widzę znajomych, zdolnych, wykształconych młodych ludzi, którzy bez "szerokich pleców" nie mają żadnych szans na znalezienie pracy. Coraz rzadziej oglądam programy informacyjne. Za bardzo przeżywam to wszystko, co się dzieje. Niby zawsze może być gorzej, ale często łapię się na myśleniu, że nie wiem jak gorzej może jeszcze być. Nie rozumiem tej całej porąbanej polityki. Wszyscy krzyczą, żeby nie wyprzedawać Polski obcokrajowcom. A ja wtedy myślę sobie, że gdybym miała dobrą pracę, to wisiałoby mi czy pracuję dla Polaka, Niemca czy Francuza. Skoro Polak jednak nie potrafi, to dlaczego nie dać szansy innym. Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi...