Komentarze: 5
Dobra! Zakupy właściwie zakończone. I bardzo dobrze, bo już mnie ten cisnący się tłumek zaczynał irytować (cóż za eufemizm!) Teraz trzeba się wziąć w tzw. garść i ogarnąć trochę mieszkanko. Od jutra pole bitwy, czyli kuchnia stanie się okupowane przez mnie i mamę w godzinach różnych. Rezerwacje już są poczynione, więc większych starć i rannych być nie powinno. No ale nigdy nic nie wiadomo.Zawsze można przypadkiem dostać jakąś ścierą... Trzeba być czujnym! Dobrze, że jutro sklepy pootwierane (dla kogo dobrze, dla tego dobrze...). Będę mogła dokupic jeszcze jeden prezent. W poniedziałek na godzinkę do pracy coby się wycałować z szefową i resztą gromadki i... na pole bitwy! Fajnie... Ale nie będzie fajnie jak mi nie wyjdą te moje nowe wypieki. Najważniejsze jest jednak to, że ci, którzy będą je jedli są na tyle wspaniali, że zawsze chwalą ("O! Zakalec! Uwielbiam z zakalcem!")
"Jingle bells, jingle bells..." lalalalalala... wszedzie puszczają świąteczne piosenki. Dziś w sklepie to jednak przesadzili. Kolęda była tak głośna, że marzyłam żeby jak najszybciej stamtąd uciec. Jacyś nienormalni ludzie. Kolędy mają lecieć cichuteńko w sklepie! Dobra. Nie ważne. Ważne jest tylko jedno: CO MI PRZYNIESIE ŚWIĘTY TEGO ROKU? hehehehe...