Komentarze: 12
Pogrzeb udało mi się jakoś przetrwać. Choć chwilami miałam wrażenie, że i ja zostanę na tym cmentarzu zagryziona na śmierć przez komary. W życiu tyle paskudztwa nie widziałam! Dobrze, że mi nie strzeliło do głowy, żeby zapomnieć kurtki. A tak, to postawiłam kołnierz i gimnastykowałam się odganiając od krwiopijców. W sumie to dość komicznie wyglądało, bo wszyscy tak machali łapkami, włącznie z księdzem... No i powagi tej smutnej uroczystości przez to nieco ubyło.
A dziś odebrałam klucze. Mieszkanko jest prawie kompletnie puste, ale cieszy! Może jeszcze dziś zawlokę tam trochę rzeczy... Trzeba skombinować pudełek... wezmę z pracy!
Aaaa... no i wczoraj odbyła się ostatnia narada rodzinna przed weselem. Ostatnie przymiarki sukni, ostatnie poprawki, ostatnie decyzje. Klamka zapadła! Zostało już tak niewiele czasu.
Yyyy... co jeszcze... aaa... dziś ćwiczyłam cierpliwość i powiedziałam sobie: ŻADNYCH DZIECI! Never! Nikt mnie chyba nie namówi na takie rozwydrzone pacholę, które tylko dlatego, że jest dzieckiem, robi co chce i gdzie chce i z kim chce. Grrrrr...