Komentarze: 2
W związku z tym, że ostatnio bardzo przeżywam problemy pewnej blogowiczki, to troche moich przemyśleń na ten temat. Hmmm... myślałam wczoraj co zrobiłabym na jej miejscu. Wszyscy mówią: "rzuć go". Jasne. Fajnie jest radzić w takich sprawach. To wszystko nie jest takie proste przecież. Łączy ich przecież kilka ładnych lat życia, jakieś sprawy prawno-rodzinne... A mąż to nie śmieć, który można na szufeleczkę i za drzwi (niestety). Ja tam staram się nie radzić w takich sprawach, bo przecież jasne jest, że powinna go rzucić w cholerę i ona też o tym wie. Wydaje mi się, że nie oczekuje tego typu rad. Najchętniej pewnie chciałaby żeby to ktoś podjął za nią decyzję... A ja? Ja jestem zwolenniczką radykalnych rozwiązań i pewnie podjęłabym wyzwanie i zaczęła kończyć coś, co skończyło się już jakiś czas temu. Pewnie nie byłoby to najprzyjemniejsze wydarzenie w moim życiu, ale... "O swoje wizje warto walczyć. Nie można marnować życia realizując cudze marzenia" (Tim Burton). Najchętniej, to poszłabym do niej do domu i kopnęła z całej siły w d... osobniką, który zatruwa jej życie... Ja to straszliwy wrażliwiec jestem. Nie znam ludzi, a przejmują mnie ich problemy i po nocach kombinuję jak pomóc. Najgorsze jest to, że nic mądrego nie mogę wykombinować...Aqila, bądź mężczyzną i podejmij przynajmniej jakąś decyzję. Z jej realizacją przecież można poczekać...