Komentarze: 5
No i piątek... szkoda tylko, że mam tyle pracy przez weekend. Muszę zapisać stertę papierów zwaną PITami i VATami i innymi takimi (kto do jasnej ... wymyślił tyle makulatury do rozliczania się z "poborcą haraczy" czyli tzw. fiskusem). Wypadałoby również w końcu zobaczyć jaki kolor ma tak naprawdę mój segmencik i odkurzyć go z dywanika roztoczy. Jak już mój pokój bedzie przypominał wnętrze, w którym mieszka człowiek, to wypadałoby zrobić jakieś pranie, bo może się zdarzyć tak, że w poniedziałek pójdę do pracy w seksownej koszulce nocnej, bo tylko ona mi zostanie z czystych rzeczy. Jak już sobie odkurzę i popiorę, to może trzeba byłoby zająć się wypucowaniem łazienki, bo coś ostatnio nic nie mogę tam znaleźć. A gdzie czas na rozpracowanie nowych mapek do Herosów?! A kiedy poczytam nowe notki w blogach? A kiedy pojadę nad jeziorko, żeby przypomnieć sobie jak rewelacyjnie pływam (hihihi)? Hmmm... wnoszę oficjalny postulat, aby weekendowe dni mialy po 48 godzin i zostały przedłużone o piątek i poniedziałek. To mogłaby być nowelizacja kodeksu pracy, bo nasi parlamentarzyści coś ostatnio nie mogą się dogadać w tej kwestii. Ech... gdybym tak stanowiła prawo...