Komentarze: 1
A co tam! Podaję przepis. Specjalnie dla serducha (i innych łakomczuchów). Ostrzegam, że jest dość pracochłonna. Ja spędziłam w kuchni ok 3 godzin. No ale warto!
Lasagne
Składniki:
lazania - pudełko
mielone mięso - około trzy czwarte kilograma [z wiadomych powodów najlepiej wymieszać wieprzowe z kurczaczkiem-pierś z kurczaka]
marchewka
cebula
seler
korzeń pietruszki
przecier pomidorowy
śmietana i jeszcze kilka rzeczy, które zawsze powinny być w lodówce
Sposób przygotowania:
Potrawa to troszku skomplikowana i czasochłonna, ale zdecydowanie robiąca wrażenie na gościach. Podstawą dobrej lazanii jest... dobra lazania - znaczy się makaron. A można już, można kupić w sklepach dobrą lazanię - między innymi Malma robi bardzo dobrą lazanię.
Sekret tej potrawy tkwi w tym, by lazanii nie gotować, tylko zapiekać - dzięki temu zyska niepowtarzalnej faktury i pełnego smaku.
Przygotowanie potrawy zaczynam od sprawdzenia jakiej jakości mam mięso - jeśli jest tłuste - a takie najczęściej mięso mielone można kupić w sklepie niestety, podsmażam je cały czas energicznie mieszając, by nie porobiły się zbyt duże grudy.
Kiedy mięso całkowicie zmieni kolor ze swojego pierwotnego - znaczy się czerwono białego na bliżej nieokreślony kolor mięsa smażonego, wrzucam je do cedzaka i pozwalam odpłynąć tłuszczowi - robię to oczywiście w zlewie. Jeśli mięso nie jest zbyt tłuste to i tak usuwam w ten sposób nadmiar tłuszczu.
Kiedy z mięsa odcieka tłuszcz, przygotowuję warzywa - ze dwie znaczniejsze cebule kroję na piórka i podsmażam do zeszklenia na oliwie. Tak samo czynię z dwoma marchewkami i jedną pietruszką i małym selerem - z tym, że te warzywa ścieram na tarce o najgrubszych oczkach.
Mięso i warzywa wrzucam do dużego garnka, dolewam tyle wody by to wszystko przykryła, dodaję kilka łyżek przecieru pomidorowego, liść laurowy, ze 2 ziarnka ziela angielskiego. Teraz to wszystko gotuję na małym ogniu przez jakąś godzinę - często mieszam i uzupełniam wodę, bo się lubi przypalać, a przypalenizna to nie jest to co tygrysy lubią najbardziej.
Kiedy zawartość garnka nabierze mniej więcej jednolitego aromatu, dodaję porządną porcję tłustej śmietany - jakąś szklankę. Żeby śmietana się nie "zwarzyła", przed wlaniem mieszam ją z kilkoma łyżkami zawartości garnka. To wszystko w garnku trzymam jeszcze na ogniu, aż będzie gęste - tak gęste, jak śmietana, która się tam wcześniej znalazła.
Kiedy to się dzieje, przyrządzam sos - najpierw szklę na oliwie ze trzy cebule pokrojone dosyć drobno - kiedy cebula jest miękka, dodaję do niej przecier pomidorowy, trochę wody, pieprz, oregano, sól i odrobinę cukru do smaku. Duszę to wszystko do momentu, aż cebula będzie się "rozłazić" po naciśnięciu jej widelcem. Sos miksuję na jedwabistą masę za pomocą mechanicznego miksera. Sosu powinno być raczej dużo, a raczej zawsze go jest za mało. A tak na poważnie - powinna go być co najmniej połowa ilości mięsa w garnku.
Czas na finiszowanie. Naczynie do zapiekania smaruję dokładnie masłem. Na dno wylewam kilka łyżek sosu, na który układam kawałki lazanii - staram się dokładnie zakryć dno. Lazanii oczywiście prosto z pudełka, surowej, łamliwej. Na lazanię wkładam trochę mięsa - nie rozkładam go zbyt dokładnie, bo po co? - jak nie jest zbyt równo wygląda przecież efektowniej.
Na mięso ląduje następna porcja lazanii, na lazanii sos i da capo senza fina - na wierzchu znajduje się lazania, którą obficie polewam resztą sosu. I teraz ten myk, który sprawia, że danie będzie wspaniałe - lazanię odstawiam na jakieś pół godziny, by makaron nasiąkł sosem. Po tej pół godzinie potrawę posypuję startym żółtym serem i wstawiam do pieca. Zapiekam w temperaturze 160 stopni przez około 45 minut - ale jestem w tym przepisie dokładna, nieprawdaż - a tak naprawdę - czas pieczenia zależy od ilości warstw - im ich więcej, tym dłużej należy piec potrawę.
Ta przygotowana lazania jest doskonała - makaron jest jędrny, ślicznie pofałdowany i ma swój smak - znaczy się odróżnia się znacznie od nadzienia.
Do tego nic innego nie pasuje jak sałata z sosem vinegrette. W wersji burżujskiej do sałaty dodaję koreczki anchois - znaczy się maleńkie, okropnie słone rybeczki oraz oliwki zielone. A jak te oliwki w środku z migdałami, to mamy extra burżujską wersję. O winie chyba nie musze wspominać.