Komentarze: 4
Istnieje spore prawdopodobieństwo, że pomoczę dziś dupkę w jeziorze. Prawdopodobieństwo nie wynosi 1 tylko dlatego, że obawiam się, że woda może być jakaś zimna, albo wiatr, albo co. No i oczywiście skończy się na staniu w wodzie do kolan przez pół godziny, co będzie nazwane przeze mnie kąpielą w jeziorze. W sumie, to najchętniej poleżałabym w domu, z książką, albo przed telewizorkiem... Mój mąż jednak nie trawi takiego biernego wypoczynku i mimo tego, że cały tydzień jest na nogach od rana do wieczora, to w weekendy też go ciągle gdzieś nosi i usiedzieć w miejscu nie potrafi. A potem marudzi, że go nogi bolą... Wczoraj udało się jednak spędzić wieczór tak jak lubię, czyli: trzy filmy z wypożyczalni, beczułka piwka, chipsy (bleeee... jakie to niezdrowe!). Filmy były średnio ciekawe, piwko za mało schłodzone, a chipsy... jak to chipsy, za mało ich było! No ale generalnie, to raz na jakiś czas lubię takie wieczory. To właściwie chyba pierwszy taki wieczór od kiedy jesteśmy małżeństwem, bo do tej pory to tylko goście, rodzinka, wizyty, rewizyty... chyba przycichło! Można zacząć normalnie żyć.
A jutro... jakby ktoś nie wiedział jest poniedziałek, czyli najgorsze co może spotkać człowieka pracy w życiu. Jedynym pocieszeniem jest to, że wieczorem po raz sto pięćdziesiąty ósmy obejrzę przygody dzielnego funkcjonariusza MO czyli porucznika Borewicza. No to miłej niedzieli kochani... i poniedziałku właściwie też, bo jak sądzę większość z was ma teraz wakacje i macie gdzieś dni tygodnia, które przez dwa miesiące są do siebie bardzo podobne. Ale przyjdzie wrzesień (albo październik), to będę się cieszyć, że nie tylko ja nie lubię poniedziałków!