Archiwum 22 grudnia 2002


gru 22 2002 podsumowanko
Komentarze: 1

W związku ze zbliżającym się wielkim krokami końcem roku 2002, czas na moje podsumowanie minionych 365 dni. Zaczynamy!
Podróż roku - oczywiście jesienne wakacje nad morzem. Wielka woda ukoiła skołatane nerwy, było pięknie, relaksująco i wyjeżdżając już tęskniłam za spacerami nad morzem.
Film roku - jak dla mnie "Władca pierścieni". Mimo, że nigdy nie przepadałam za tym gatunkiem, to miło się zaskoczyłam w kinie. Piękne krajobrazy, genialna charakteryzacja, niezłe efekty... Czekam na drugą część i mam zamiar nie rozczarować się.
W tym roku nuciłam... ostatnio "Niebieską" i "Bo jesteś Ty". Hiciora jako takiego nie było. Kompletnie zaskoczył mnie sukces tej bzdurki "Asere je" (czy jakoś tak...)
Książka 2002 - właściwie nic nie przebiło mojego ubiegłorocznego hiciora, czyli "Polki" Manueli Gretkowskiej. Chętnie bym do niej wróciła, ale komuś pożyczyłam i przedłuża się ta pożyczka.
Rozczarowanie roku - ta cała rodzinna sytuacja wlecze się od ubiegłego roku i mimo, że miałam nadzieję, iż ten rok przyniesie jakieś wyjaśnienia i rozwiązania, to tak się nie stało.
Najbardziej stresujący dzień - 10 lipca, czyli dzień obrony. Wszyscy mówili, że nie ma czym się przejmować, ale ja - ogromny kłębek nerwów - oczywiście nie mogłam spokojnie do tego podejść. Odsypiałam stres przez kilka dni. Nie pamiętam czy się kiedykolwiek tak bardzo stresowałam.
Niespełnione marzenie... od wielu lat wciąż to samo, czyli znów nie udało mi się zobaczyć M.
Człowiek roku - jest ich kilkoro: mama za ogrom miłości jaką daje mi każdego dnia i za wyrozumiałość wobec wszystkiego; A. za to, że jest, kocha i ma tak wiele cierpliwości; M. za wielką siłę w małej osóbce.
Najbardziej wzruszyło mnie... wizyta u A. i jej synek. Tak mnie trafiło to maleństwo, że nie mogłam się otrząsnąć z tego uczucia przez ładnych parę dni.
Sukces 2002 - w szybkim tempie obrona i bezbolesne przejście w rolę człowieka pracującego, czyli praca znalazła mnie, a nie ja ją.
Najważniejsza decyzja - ustalenie terminu ślubu. Zbieraliśmy się z tym już od dawna i nareszcie jakoś ruszyła cała machina związana z przygotowaniami do tego pięknego dnia.

Jeśli cokolwiek lub kogokolwiek pominęłam, to tylko dlatego, że chciałam jak najzwięźlej podsumować ten rok. Nie zapomniałam o was oczywiście. O kilku wspaniałych osobach, które tu poznałam. One wiedzą, że o nich mówię...

sheryll : :
gru 22 2002 jeszcze tylko coś...
Komentarze: 4

Zapomniałam dodać, że dziś pierwszy dzień zimy. A to oznacza, że teraz to już tylko wiosna nas czeka!

sheryll : :
gru 22 2002 jaka jestem?
Komentarze: 3

Wczorajsze nocne pogaduchy dały mi do myślenia. Zastanawiam się do dziś, czy ja naprawdę jestem postrzegana jako taka twarda i niedostępna? Czy to tylko pojedyncza opinia? Na pewno ktoś, kto wielokrotnie zawiódł się na ludziach nie jest już tak bardzo do nich przyjaźnie nastawiony, ale przecież takiej naiwniary jak ja, jeżeli chodzi o stosunki międzyludzkie i wiarę w dobre intencje poznawanych ludzi, nie ma chyba na całym świecie. Pewne jest także to, że poprzez sieć nie jesteśmy w stanie poznać nawet małej cząstki człowieka. No... może maleńką. To jeszcze zależy, czy ktoś nie przerysowuje tu trochę siebie. A jak ja rysuję siebie? Chyba niezbyt grubą kreską. Nie domalowuję, czegoś czego nie posiadam. Ja taka jestem, a pewne moje ułomności wynikają ze świata, w którym przyszło mi żyć. Wynikają też z niewielkiego, ale zawsze jakiegoś doświadczenia życiowego. Czegoś tam bowiem mnie to moje krótkie życie nauczyło i odruchowo prawdopodobnie staram się nie wpadać w te same tarapaty. A mężczyźni? Fakt, miałeś rację I. wychowywałam się w kobiecym świecie. Mama, siostra, babcia... był jeden wujek, ale odszedł zbyt wcześnie i nie miałam okazji nacieszyć się nim tu i teraz. Ojca właściwie nigdy nie miałam, dziadkowie dalecy mi byli jak ciepłe kraje, reszta wujków niedostępna emocjonalnie, dwóch braci ciotecznych widywanych z okazji świąt. Nie mniej jednak nie stroniłam nigdy od facetów. Nie jestem typem samotnej kobiety. O nie! Ja po porostu nigdy nie umiałam być sama. Moje związki już od najmłodszych lat były długie. Nie było jakichś przelotnych znajomości. No może ze trzy... ale to się nie liczy. To było leczenie ran po kimś, na kim mi zależało, a od kogo z przyczyn obiektywnych musiałam odejść.

I tyle! Na marginesie dodam, że pichcę właśnie rybę po grecku i za chwilę zabiorę się do gotowania kapusty z grzybkami. Mniammm...

sheryll : :