I co z tego, że za tydzień z hakiem skończę ćwierć wieku?! Na zawsze pozostanę choć w małej części dzieckiem. I z tej właśnie oto przyczyny dostałam dziś śniadanko do łóżka i prezencik kosmetyczny od mamy. Jak ja lubię takie okazje! I jeszcze tylko powiem, że mimo, że prowadzę bloga od prawie roku, to wciąż nie mogę się przyzwyczaić do tego, że na początku miesiąca blog świeci pustkami. Zawsze serce podskakuje mi do gardła, że zniknęły mi notki. Potem przychodzi olśnienie i już wiem, że zaczął się nowy miesiąc.
Do załatwienia w tym tygodniu: kościół (opłacić, podać personalia świadków i wyspowiadać się), dokończyć sprawy meblowe (wtorek, środa - skontaktować się z meblowym i w razie czego awanturaować się, że to tak długo trwa), w piątek - kosmetyczka, w piątek dostarczyć do restauracji ciasta, owoce, alkohol i opłacić, w sobotę rano dostarczyć tort, najpóźniej w czwartek przenieść resztę moich i A. rzeczy do mieszkanka, koniecznie spróbować zakończyć miesiąc w pracy, bo potem może mi coś umknąć. Co jeszcze? O czym zapomniałam?