Archiwum 03 czerwca 2003


cze 03 2003 dzień... zwykły dzień, a jaki piękny
Komentarze: 3

Lalalalalala... fajne dni są... fajne! Dla takich dni warto co dzień otwierać oczy. Nie żeby wydarzyło się coś specjalnego. Po prostu było spokojnie i miło. Nawet wizyta w kościele i kasa, którą tam zostawiłam mnie nie wyprowadziła z równowagi. Jutro natomiast będzie trochę szalony dzień. No bo i praca i nalot stonki (rodzinka przyjeżdża), i chyba meble przywiozą, i ostatnie ustalenia z M., i jeszcze do kościoła się wybieramy celem podpisania karteczek świadczących o czystości duszy (paranoja!). Czwartek trochę spokojniejszy, a piątek znów szalony, bo trzeba przewieźć resztę naszych rzeczy w końcu, dowieźć ciasta do restauracji, kosmetyczka, ostatnie zakupy... ale to dobrze. Nie będę miała czasu na myślenie o tym, czy się denerwuję czy nie. Mówiłam już, że się nie denerwuję?

sheryll : :
cze 03 2003 7 krótkich lat...
Komentarze: 4

I jeszcze taka jedna mocno osobista rocznica... dziś mija 7 lat... Siedem krótkich i szybko mijających lat mojego związku z A. I wcale nie czuję tych lat. Wciąż kocham i czuję jakbyśmy spotkali się wczoraj. Wciąż z niecierpliwością czekam na spotkania, wciąż serce wali jak oszalałe przy każdym pocałunku... Co dzień kocham mocniej, choć wydaje się to niemożliwe. Miłość ewaluowała... Dziś już wiem, że to również sztuka kompromisów, cierpliwość, umiejętność dzielenia się. I wcale nie było nam łatwo na początku. Można powiedzieć, że początek był bardzo burzliwy. Jakoś jednak dopasowaliśmy swoje charakterki i dziś jest cudownie. Jest dla mnie większą częścią świata, powietrzem, którego tak mocno brakuje, gdy nie widzimy się przez kilka dni. A za 4 dni wyznam Mu to w obecności Boga i setki świadków...

sheryll : :
cze 03 2003 zwykły przedślubny wtorek
Komentarze: 0

Rodzinka przełożyła przyjazd na jutrzejszy wieczór, więc jeszcze jeden dzień spokoju udało mi się urwać. Za chwilę natomiast wybieram się do kościoła i czuję, że na samą myśl o pani sekretarce, z którą przyjdzie mi próbować się komunikować, budzą się we mnie jakieś negatywne uczucia. Potem na trochę do pracy. Jutro rano spotkam się z M. Chce ustalić szczegóły "świadkowania" (co robić, gdzie stanąć...), a po południu jeszcze trochę popracuję, żeby już czwartek mieć wolny. A. udało się wyrwać przysługujące mu dwa dni urlopu, więc piątek i poniedziałek będzie miał wolne.

Hmmm... czy ja się denerwuję? Póki co to raczej coś w rodzaju ekscytującego oczekiwania niż nerwów.  

sheryll : :