Archiwum sierpień 2002, strona 3


sie 11 2002 słoneczny dzień
Komentarze: 4

Dzień miał być piękny i na taki się zapowiadał. No może wyłączając "dziką" godzinę pobudki. Nie obyło się oczywiście bez bieganiny, zbierania wszystkiego, co może się przydać nad jeziorkiem w piękny niedzielny dzień. Zebraliśmy w końcu się z rodzinką w dwa samochody i ruszyliśmy. Jeziorko niedaleko, ale trwają remonty dróg (nareszcie!) i jest bardzo niebezpiecznie, bo niektórzy mają problemy ze wzrokiem i tego nie zauważyli niestety i mkną jak po autostradzie. Mama zabrała się z ciocią (bardzo chytrze, bo oni mają klimatyzację), a mi i mojemu kochanie "wcisnęła" babcię. Oni pojechali pierwsi, a my jeszcze zajechaliśmy po materac, bo to zawsze przyjemnie poleżeć sobie na wodzie na dryfującym materacyku. Wyjechaliśmy za miasto i nagle laweta przed nami zaczęła bardzo zwalniać. Mój kochany kierowca mówi, że chyba wypadek. A mi serduszko podskoczyło do gardła i błagałam Najwyższego, żebym nie zobaczyła tam białego samochodu. Nie było. Niestety to, co zobaczyłam było również przerażające. Na drodze leżał mężczyzna. Strasznie powykręcany. Obok pobite butelki. A mi z daleka wydawało się, że to krew i wnętrzności czy co. Wyobraźnia zadziałała. Podjechaliśmy bliżej. Człowiek nie ruszał się. Wokół pełno samochodów. Policji, ani karetki jeszcze nie było. Nie zatrzymaliśmy się, bo szczerze mówiąc nie było po co. Ani ze mnie lekarz, ani człowiek wiedzący jak pomóc. Wytrzymałam tylko kilka kilometrów. Musiałam wysiąść i pooddychać świeżym powietrzem. Strasznie mnie to poruszyło. Nie wiem dlaczego... przecież nie znałam tego człowieka...

Na szczęście udało mi się przezwyciężyć dziwną apatię i rozmyślanie o kruchości życia tu i teraz. Potem już było całkiem przyjemnie. Babcia siadając na krzesełko turystyczne złożyła się razem z krzesełkiem i gruchnęła o ziemię (no to było przyjemne dla wszystkich oprócz babci). Śmiali się chyba wszyscy na plaży. Potem natomiast było średnio przyjemnie, bo:

-  wszyscy o jednej godzinie zaczęli palić grilla i mogłam zapomnieć o zapachu lasu

- właścicieli psów wcale nie obchodzi, że psy owe kąpią się, a potem strząchują wodę na wszystkich dookoła

- właściciele samochodów nie myślą o tym, że szybkie jechanie po leśnej piaszczystej drodze powoduje to, że wszyscy plażowicze czują się jak na pustyni, bo piasek mają w ustach, nosie, uszach i... w ogóle wszędzie

- właścicieli dzieci (hihi) nie obchodzi to, że ich pociechy chlapią na wszystkich dookoła błotem i piaskiem ("och! Jak się dziecko pięknie bawi!")

Potem jednak przeniosłam się z moim kochanym mężczyzną na przyjemniejszą plażę, w okolice domku mojej Martuni kochanej, bo nie zapomniała o mnie jadąc złapać kilka promyków słońca. Zabrała więc nas od tych psów, dzieci, dymu z grilla, tabunów kurzu... I mogłam nareszcie spokojnie poleżeć i poszaleć w wodzie. Tych promyków chyba jednak trochę za dużo, bo coś czuję lekkie pieczenie w okolicach ramion i plecków. No, ale generalnie, dzień zaliczam do tych udanych, acz trochę refleksyjnych. A teraz .... niestety.... czas na PITy...bleee....

sheryll : :
sie 10 2002 globalna wioska
Komentarze: 2

Na wyraźną prośbę pewnych osób piszę... a bez prośby też pisałabym, więc nie róbcie sobie nadziei. Na początek kilka słów wyjasnień i kajania się. Co z moimi planami na dziś? Tzw. dupa blada, czyli prawie nic nie zrobione. Jedyne, co udało mi się dziś osiągnąć, to wyspany umysł, bo "odpadłam" w dzień i pospałam troszkę. Troszkę... HA! 2 godzinki tylko... No, ale jak to powiedziała MF: muszę przecież coś mieć z soboty. A zatem nie będę się zamartwiać, bo co mi to da.

Hmm... może dość tych moich bzdurnych wynaturzeń. Już dawno nic ambitniejszego chyba nie było... A czy w ogóle kiedyś było... A dziś będzie o necie i o ludziach, których tu poznaję. Generalnie jest tak, że wielu było ciekawych ludzi w moim komputerku, ale przeważnie te znajomości znikają po kilku tygodniach, miesiącach. Jest jeden ewenement. I ten ewenement pewnie wie, że o niego chodzi. Poznałam Go jakieś... 5 lat temu chyba, jak tylko zaczynałam moją przygodę z globalną wioską. I zostało do dziś. Z mniejszymi lub większymi przerwami, ale trwa. Czasem jednak jest tak, że spotykam tu kogoś, kto czuję, że jest mi bardzo bliski. Taka pokrewna dusza (za dużo Ani z Zielonego Wzgórza się naoglądałam chyba). Piszemy to samo w tym samym czasie, nadajemy na tych samych falach, śmiejemy się z tego samego... Niewiele było takich osób. Na palcach jednej ręki można policzyć. A teraz znów ktoś jest i ONA wie, że o niej piszę. I zastanawiam się czasem, jak to jest, że ja tak bardzo lgnę do ludzi. Nawet tych wirtualnych, daleko ode mnie (nawet do tych z Wrocławia :) ). Nie mogłabym chyba żyć jak pustelnik. NEVER! Ludzie są dla mnie jak tlen.  Ludzie i ćwirki oczywiscie...

No dobrze... wracam na czata, bo nie oge się skupić jakoś, jak wiem, że oni tam sobie wydurniają się beze mnie.

sheryll : :
sie 09 2002 piątek
Komentarze: 5

No i piątek... szkoda tylko, że mam tyle pracy przez weekend. Muszę zapisać stertę papierów zwaną PITami i VATami i innymi takimi (kto do jasnej ... wymyślił tyle makulatury do rozliczania się z "poborcą haraczy" czyli tzw. fiskusem). Wypadałoby również w końcu zobaczyć jaki kolor ma tak naprawdę mój segmencik i odkurzyć go z dywanika roztoczy. Jak już mój pokój bedzie przypominał wnętrze, w którym mieszka człowiek, to wypadałoby zrobić jakieś pranie, bo może się zdarzyć tak, że w poniedziałek pójdę do pracy w seksownej koszulce nocnej, bo tylko ona mi zostanie z czystych rzeczy. Jak już sobie odkurzę i popiorę, to może trzeba byłoby zająć się wypucowaniem łazienki, bo coś ostatnio nic nie mogę tam znaleźć. A gdzie czas na rozpracowanie nowych mapek do Herosów?! A kiedy poczytam nowe notki w blogach? A kiedy pojadę nad jeziorko, żeby przypomnieć sobie jak rewelacyjnie pływam (hihihi)? Hmmm... wnoszę oficjalny postulat, aby weekendowe dni mialy po 48 godzin i zostały przedłużone o piątek i poniedziałek. To mogłaby być nowelizacja kodeksu pracy, bo nasi parlamentarzyści coś ostatnio nie mogą się dogadać w tej kwestii. Ech... gdybym tak stanowiła prawo...

sheryll : :
sie 09 2002 zbyt wcześnie jak dla mnie
Komentarze: 1

Wstałam o jakiejś dzikiej godzinie (8.30), bo muszę iść do pracy. Kiedy ten urlop???? Tak bardzo chciałabym spać sobie długo, a potem spacerować się nad wzburzonym morzem... Pięknie będzie...

MF to bardzo, bardzo, bardzo milusia, fajniusia i w ogóle wszystkie bardzo kobitka. To tak tylko a propos wczorajszych pogaduszek. Tak jakoś czułam pokrewną duszę po drugiej stronie monitora. Czasem o wiele łatwiej jest o pewnych rzeczach stukać w klawisze niż mówić. Mi było łatwiej, ona słuchała (czy raczej czytała) i bardzo ciepło pocieszała. Dzięki Mint...

No dobrze...czas popracować!

sheryll : :
sie 08 2002 jeszcze słówko..
Komentarze: 3

Zapomniałam napisać, że zbieram podpisy pod protestem, a dziś o 19 na czacie narada wojenna.

sheryll : :