Konkurs wygrała Kicia. No mniej więcej... w każdym bądź razie póki co nic z tego liczenia nie wynikło. A jakby kogoś interesowało dlaczego od tygodnia nic nie piszę, to spieszę poinformować, że nie mam czasu na żadne rozrywki. No chyba, że do rozrywek można zaliczyć gotowanie, bo to czasem sprawia mi przyjemność. No nawet częściej niż czasem. Przyznaję bez bicia, że mam zadatki na typową kurę domową, bo jakoś mnie wciągnęły prace domowe. Żebym się tylko za bardzo nie wciągnęła, bo za parę lat będzie można ze mną pogadać tylko o nowym przepisie na mielone, albo o technice prasowania koszul!
Aaaa... i wczoraj wpadłam w mały dołek (ba! mały!), ale już się wykaraskałam. Dołek wykopał mi mąż. Oczywiście nie dosłownie, ale przyczynił się do owego "wpadnięcia". Nowy dzień przynosi jednak czasem zaskakujące rozwiązania i mądrość o jaką sama siebie bym nigdy nie podejrzewała. A zatem, jeśli kiedykolwiek wieczorem będziecie czuli się tak, jakby świat Was uderzył w czaszkę, to spokojnie zaśnijcie z tym całym światem na głowie, a rano może się wydać, że wcale nie uderzył, tylko odrobinę drasnął i nie cały świat, a niewielka jego część i w ogóle to nie bolało tylko było niezbyt przyjemne. Rozwiązania przychodzą, gdy rozum i wszysto inne śpi. Najczęściej intuicja podpowiada najlepiej. Mi podpowiedziała całkiem sensownie i dzięki temu nie dąsam się dziś od rana na cały świat. A zatem miłego weekendu kochani! I wykorzystujcie ostatnie dni wakacji, bo już niebawem usłyszycie mój diabelski śmiech!