Archiwum wrzesień 2002


wrz 30 2002 kolejny poniedziałek...
Komentarze: 5

Ech... tzw. musztarda po obiedzie, czyli za późno przyszło mi do głowy kontynuowanie nauki. Nie ma już miejsc na podyplomowych tam, gdzie sobie wymyśliłam. Może za rok będę szybsza, a nie w ostatni dzień września przypominam sobie o szkole. Jaki z tego wniosek? Mniej roztrzepania, odkurzenie kalendarza i konsekwentne planowanie przyszłości nie tylko na dzień następny. Obiecuję poprawę i proszę o rozgrzeszenie. Jutro chyba czas wybrać się popytać o organizację wesela. Niby jeszcze tyle czasu, a jak znam życie, to minie jak jeden dzień. A właściwie to nawet dobrze się składa, bo będę miała o czym myśleć w długie zimowe wieczory. Trzeba jeszcze tyle rzeczy ustalić, omówić...

Czytał ktoś "Malowanego pataka" J.Kosińskiego? Wróciłam sobie ostatnio do tego, bo przypomniałam sobie jak bardzo poruszyła mnie ta książka. Jakaś taka "nie taśmowa"... Chwilami budzi pewien rodzaj obrzydzenia czy wstrętu, ale z drugiej strony uświadamia, jak bardzo nie doceniamy w dzisiejszym świecie zwykłych i oczywistych udogodnień życia. Jak ci ludzie mogli tak żyć? Ach... no i pożyczyłam płytkę TaTu. Hehe... Fajnie mi się przy tym rano szykowało do pracy. Nic uduchowionego, ale rozgrzało w chłodny poranek...

sheryll : :
wrz 28 2002 po raz setny - ja
Komentarze: 7

Po raz setny, czyli naskrobałam tu już 100 notek. Generalnie to jest okazja na jakieś podsumowania, przemyślenia... Co tu jednak podsumowywać? Piszę sobie o wszystkim i o niczym, poznałam kilka niezwykłych osób, wciągnęło mnie zaglądanie do kilku innych blogów... A od czerwca wcale się nie zmieniłam. Nadal jestem tak samo zagmatwana. A wy? Co myślicie o tym całym pisaniu? Ale nie tylko moim, tylko tak ogólnie. Po co to komu jest potrzebne? Wyłączam oczywiście z rozważań ludzi, których bawi wzbudzanie sensacji itp. Czy naprawdę jesteśmy tu sobą? Czy ktokolwiek zrobił krok dalej w określaniu samego siebie pisząc notki? Czy to wszystko to taki tani psycholog?   

sheryll : :
wrz 28 2002 wirus
Komentarze: 2

Tak się zastanawiam, czy ja zawsze muszę poddawać się ogólnym trendom... Tym razem trend jest taki, że wszyscy chorują, więc mój wirus czy jakaś inna bakteria dała znów o sobie znać. To znaczy, że nad tym morzem wcale jej nie wykończyłam. Ona (on) jedynie przyczaiła się gdzieś cichutko, żeby teraz ze zdwojoną siłą zaatakować mnie brutalnie i po chamsku. Po chamsku, bo czuję się jakbym połknęła wiadro szpileczek i dobrze ich nie przełknęła. Oczywiście kaszlę, smarkam i w głowie maszeruje cały pułk słoni w pełnym rynsztunku. Wyciągnęłam więc z magicznej szafeczki na leki wszystkie możliwe specyfiki farmaceutyczne i przeglądam ich zawartość. Dorzucę do tego jakieś domowe sposoby walki ze słoniami i igłami i może wygram tę wojnę (bo poprzednio wygrałam tylko bitwę). Tymczasem razem z tymi słoniami i igłami i resztą paskudztwa muszę doczołgać się jakoś do pracy, bo wczoraj nie zdążyłam wszystkiego zrobić. Muszę przynajmniej listy płac porobić, bo dziewczyny kasy nie dostaną (hihi). No, ale jak szefostwo zacznie mi zadawać setki pytań dotyczących tego jak dużo zarabiać i nie płacić podatków, to spuszczę ich chyba po schodach. Hmmm... mogę jeszcze obwiązać sobie gardło szaliczkiem, mówić szeptem (co wcale nie będzie tak dalekie od prawdy) i na migi pokazywać, że nie mogę nic mówić. Żeby mi tylko nie kazali na piśmie odpowiadać... Może warto też sobie ręce owinąć?

sheryll : :
wrz 26 2002 kto tęsknił?
Komentarze: 4

No kto? Ja oczywiście tęskniłam za moją blogową rodzinką. Wróciłam i zamierzam nadal was molestować swoimi notkami. A żeby już tak was dobić do końca, to mam zamiar opisać ten swój urlopik po krótce. Najlepiej mi zawsze wypunktowywać, no więc:

1. zaraz po przyjeździe (następnego dnia) przypałętał się do mnie jakiś wirus czy inna bakteria no i już została ze mną na tym urlopie, a więc... pierwsze trzy dni spędziłam w łóżeczku, podziwiając jedynie piękne widoki z okna. Jak już jednak troszkę stanęłam na nogi, to pognałam nad morze i ganiałam jak szalona. Za długo oczywiście nie poganiałam, bo wszystko mnie bolało, byłam straszliwie osłabiona i w ogóle... zasmarkana, zakaszlana... ech! Szkoda gadać...

2. pogoda - nie narzekam, bo przecież nie spodziewałam sie upałów, ale pod koniec udało mi się nawet trochę opalić i rozgrzać na jesiennym słoneczku. Właściwie nie było takiego dnia, żeby cały czas lało, albo było przeraźliwie zimno.

3. towarzystwo - średnia wieku około 65 lat, a potem przyjechały tzw. zielone szkoły i sorry, ale znów poklnę na stolicę, bo wyjątkowo chamskie i niewychowane te dzieci. To, że drą mordy - wybaczam, bo dzieci muszą się wykrzyczeć (dzieci miały po 13-14 lat), ale że śmiecą w wyjątkowo czystej i pięknej okolicy i zachowują się jak stado dzikich zwierząt, to już przesada trochę. No bo ośrodek jest wyjątkowo wypielęgnowany i wszyscy dbają tam o wszystko, pełno zieleni i w ogóle pięknie. Szkoda, że młodzi ludzie tego nie widzą...

4. URLOP BYŁ ZA KRÓTKI!!!

5. URLOP BYŁ STANOWCZO ZA KRÓTKI!!!

Przywiozłam ze sobą oczywiście pełne torby muszelek, kamieni, piasku, bursztynków, pamiątek i innych niepotrzebnych, ale jakże pięknych rzeczy. Kupiłam sobie piękną czapeczkę na zimę (a nigdy, przenigdy nie nosiłam czapek!). Ach... no i jeszcze jedno: ogłaszam wszem i wobec, że samochód marki Seicento nie nadaje się do długich podróży, bo człowiek długo po podróży pozostaje w pozycji, w jakiej jechał i w żaden sposób nie daje się rozprostować.

Jutro bolesny powrót do rzeczywistości, czyli ... PRACA! Jeszcze raz witam wszystkich i naprawdę się cieszę, że znów jestem z wami.

sheryll : :
wrz 14 2002 pożegnanie...
Komentarze: 10

Po pierwsze: nie na zawsze, więc proszę nie podskakiwać za wysoko z radości. To tylko na 10 dni. Piękne 10 dni beze mnie! Ale pamiętajcie! Nie róbcie niczego, czego ja bym nie zrobiła. Bądźcie grzeczni, nie wpadajcie w nastroje depresyjno-maniakalne, nie dokonujcie przłomowych rzeczy w swoim zyciu (bo nie będę potem w temacie). Przez te 10 dni po prostu tęsknijcie lub przynajmniej stwarzajcie pozory tęsknoty za moimi wynaturzeniami blogowymi. Żegnam się dziś, bo jutro mam małe urwanie głowy i nie sądzę, żebym miała chwilkę na napisanie kilku zdań. Jadę więc... mimo psującej sie pogody, mimo chlodnych (brrr....) nocy i poranków, mimo wszystko i mimo nic... JADĘ! I ostrzegam, że mam zamiar odpocząć bez względu na wszelkie przeciwności losu (a mam nadzieję, że takowych w ogóle nie będzie). MF będzie łatwiej, bo tęsknotę ma już opanowaną, więc jedna osoba mniej, czy więcej nie zrobi jej różnicy :-), Sang - wcinając kolejnego wafelka pomyśl sobie, że ja siedzę sobie nad brzegiem pięknego morza i wchrzaniam tonami prince polo, Kotka... ech... ona błądzi gdzieś po Polsce i pewnie nawet nie zauważy mojego zniknięcia, women - mimo wszystko trzymaj się cieplutko, kontestator - ty wiesz co! Nadal jesteś the best i nadal podtrzymuję propozycję :-). Cała blogowa reszta niech modli się co wieczór o piękne słoneczko w okolicach Kołobrzegu. Pa kochani!

sheryll : :