Archiwum maj 2003, strona 3


maj 20 2003 nerwowo...
Komentarze: 10

Postanowiłam dziś rozpocząć "rozchadzanie" butów ślubnych. I co? I nie wiem jak w nich wytrzymam dwie godziny, a co mówić całą noc! Najgorsze jest to, że cały czas rozglądałam się jeszcze za butami, ale żadne mi nie pasowały... no i przyjdzie mi ślubować w adidasach, o!

A jeszcze miałam "fajny" sen. Śniło mi się, że do mojej fryzjerki wpadli terroryści i nie pozwolili jej mnie uczesać, a mnie wypuścili na 10 minut przed ślubem. I poszłam do ołtarza w dresach, nieuczesana... wszyscy się gapili i uśmiechali się kpiąco. Kolejny durny sen! Ile jeszcze wersji tego dnia można śnić?! Paranoja jakaś!

Dziś chyba robię sobie wolne. Niby powinnam popracować, nagodnić zaległości, ale ... nie dziś! Dziś jestem jakaś wyjątkowo "wypluta". Chyba sobie pośpię jeszcze...

sheryll : :
maj 18 2003 euforia!
Komentarze: 3

No i przychodzi jeden dzień, który zmienia nawet największe przygnębienie, wyjaśnia wątpliowści. Nie mówię, że one nigdy nie wrócą, ale dzisiejszy dzień był cudny. I mimo, że fizycznie jestem wykończona, to psychika aż pieje z radości. Poziom szczęscia dosięga kreseczki z napisem "max". Pięknie jest... A wszystko dlatego, że nareszcie mieliśmy czas by pobyć razem, razem urządzać mieszkanko, decydować gdzie postawić stół itd. Razem jest lepiej. Razem jest lżej. Cudnie jest razem...

Wiem, że jutro znów cholerny poniedziałek, ale dzisiejsza euforia sprawia, że jakoś lżej się o tym myśli. Akceptuję nawet to, że muszę jutro wcześnie wstać i zrobić całą masę zaległych rzeczy w pracy. Powiem więcej, akceptuję to z uśmiechem na twarzy! No nie, żeby zaraz uśmiech dookoła głowy, ale... da się zauważyć.

Z cyklu "Meblowanie": mamy fotele! "Wyrwałam" od babci. Trochę wiekowe są, ale są. Mamy też skręcony stół w kuchni i światło w sypialni. I czyste okna mamy, bo je wczoraj wypucowaliśmy.

Z cyklu "Pożegnania": dobranoc i życzę miłego i spokojnego tygodnia.

sheryll : :
maj 16 2003 wzloty i upadki
Komentarze: 5

Zwariuję jak nic! Dostrzegam u siebie pierwsze oznaki zidiocienia. W ciągu dnia przeżywam kilka stanów euforii i kilka totalnych dołów. Dopadają mnie wątpliwości... różne wątpliwości. Zaczynam wątpić w normalność, w trwałość, a co najdziwniejsze zaczynam wątpić w miłość... I nie wiem czy to wszystko przez stres, nerwówkę przedślubną, przez te 3 tygodnie, które przede mną. Nie wiem... Najchętniej wyszłabym z domu i poszła sobie w cały świat. I żeby nikt mnie nie zaczepiał. Szłabym tak sobie do nikąd. Chciałabym czasem móc uciec bardzo daleko od wszystkich i wszystkiego. Zaszyć się gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Szkoda, że ten świat taki przeludniony. Nie ma gdzie uciec...

sheryll : :
maj 15 2003 monotematyczna
Komentarze: 5

No dobra... stół do kuchni mam. Jeszcze w częściach leży, bo mój inżynier dziś zastrajkował i demonstracyjnie do prac społecznych się nie zgłosił. Nic to! Odpracuje w weekend. Już ja coś wykombinuję!

Zlot? Jestem za. Jak znam życie, to się będę wymigiwać jak tylko mogę, ale jestem za. No bo ja na żaden namiot się nie zgadzam! Jak widzę namiot, to mnie rzuca po ścianach. No bo dla mnie ciąg skojarzeń jest prosty: namiot --> robactwo --> ohyda! Jak mnie ostatnio jakieś fruwające gówno pogryzło, to przez miesiąc leczyłam się z bąbli. To nawet już nie swędziało, ale bolało jak cholera. I powiedziałam sobie, że na żaden namiot namówić się więcej nie dam, o! No ale jak już by trzeba było... czego się nie robi dla miłości?!

A za tydzień w sobotę urządzam panieńską popijawę. Już widzę siebie w lustrze w niedzielę rano... gorzej nigdy nie wyglądałam! Myślicie, że przez dwa tygodnie da się wytrzeźwieć? No bo do ślubu to wypadałoby iść świadomej, nie?

Karnisze... muszę jeszcze kupić karnisze... i firanki...

Monotematyczna się zrobiłam...

sheryll : :
maj 13 2003 nie jest źle... jest kiepskawo!
Komentarze: 5

Dobra! Nie ma to tamto. Mamy już prawdziwą wiosnę na naszym zadupiu. Obłędnie pachnie cały świat. Aż człowieka zatyka od tych kwitnących drzewek. Uwielbiam ten czas, kiedy świat się budzi do życia...

Pragnę również poinformować, że mam już własną deskę do prasowania, suszarkę na pranie, miskę, wiadro, talerze, kubki, sztućce, patelnię i parę innych rzeczy. Byłam dziś na zakupach. Niby nic konkretnego nie kupiłam, a wydałam tyle kasy... Dobrze, że mama mnie dzielnie wspiera (wsparła mnie ręcznikami, pościelą, ścierkami, talerzami i kupą innych dziwnych rzeczy), bo chyba byłoby cieniutko. No i zapisałam się do szkoły. To znaczy na studia podyplomowe finansów i rachunkowości. Zajęcia od połowy października. Właściwie to się cieszę, że powspominam stare dobre czasy studenckie. Oczywiście to nie będzie to samo, bo zaocznie jest zupełnie inaczej, ale... namiastka będzie. Podanie więc złożyłam. Dobrze, że mnie mama pospieszyła, bo okazało się, że od wczoraj przyjmują zgłoszenia, a mają już trochę podań, więc jakbym poczekała jeszcze z tydzień, to mogłoby się okazać, że miejsca dla mnie niet.

A jutro idę popracować. A pojutrze będę się kształcić z bankingu. A w piątek znów jadę do B. Tym razem do salonu sukien ślubnych. Nie żebym chciała sobie wykombinować drugą. Jadę z M., bo i ona niedługo dołączy do grona szczęśliwych zaobrączkowanych i nie zdecydowała się jeszcze na konkretną suknię. I niby ja mam jej w tym pomóc... No ale może przypadkiem spłynie na mnie olśnienie i uda mi się doradzić właściwie. Zobaczymy...

Aaa... potrzebuję stołu do kuchni, foteli i krzeseł. Ma ktoś jakieś zbędne?

sheryll : :