Cały styczeń, to najchętniej wyrzuciłabym z kalendarza na wieki. Zakończenie roku, stosy papierów i papiereczków, dokumentów, rozliczeń, bilanse, podsumowania, raporty... jak to przeżyję, to będę żyła! Aby do wiosny! Potem już będzie z górki i za 12 miesięcy kolejny styczeń i kolejna harówa. Faaajnie...
Stwierdziłam wczoraj, że albo ja się zestarzałam, albo świat zmienił się nie zawiadamiając mnie o tym, bo przestały mnie bawić głupie rozmowy, bezsensowne komentarze rzeczywistości i tego mniej realnego świata, wulgarne docinki (no te akurat to nie bawiły mnie nigdy). Przez chwilę pomyślałam, że to ze mną coś nie tak, ale jak się okazało nie jestem sama w tych spostrzeżeniach. I bardzo dobrze, bo już się bałam, że dopadło mnie coś dziwnego. Cały czas mówię oczywiście o czacie. I dzieje się coś przedziwnego. Istnieje we mnie jakiś magiczny mechanizm, który po kilku zdaniach na monitorze klasyfikuje człowieka (niektórzy mówią, że szufladkuje, ale to akurat mnie nie dotyczy, bo tych szufladek jest u mnie sztuk dwie). Albo czuję jakąś nić porozumienia, albo nie. Nie nazywam tego lubieniem, czy jakimś szczególnym uczuciem, ale właśnie nić porozumienia. I wcale nie chodzi o to, czy ktoś ma podobne do moich poglądy. Chodzi raczej o sposób ich prezentowania innym. I czy chcę, czy nie, jeśli mój mechanizm kogoś już sklasyfikuje, to ten ktoś ma marne szanse na zmianę półeczki... I tyle moich przemyśleń na dziś. Obiecałam kiedyś, że będzie krótko, więc kończę :-)