Komentarze: 4
Nie byłam wczoraj w stanie opisać mojego dnia. Byłam totalnie wkurwiona. Nie ma to jak pożądny opierdol od szefowej na początku dnia nie wiadomo za co. No bo jeśli coś spieprzę i za to zostanę opieprzona, to przynajmniej jestem w stanie to zrozumieć i łatwiej jest przeżyć taki dzień. Wczorajsza scysja jednak doprowadziła mnie do ostateczności. I dobrze, że się w porę pohamowałam, bo dziś mogłabym żałować kilku słów. Dobrze, że ktoś mnie jednak rozumie, dobrze, że to nie jedyna szefowa, że nie ona decyduje o wielu sprawach, dobrze, że z resztą ukłąda mi się nieźle... Generalnie to nie pierwsze takie wydarzenie w moim życiu, bo pracowałam już troszkę i nie raz zostałam za coś nieźle ochrzaniona. Do tego jednak człowiek się chyba nigdy nie przyzwyczai, a już na pewno nie do bezpodstawnych krzyków i wrzasków. Nie cierpię jak ktoś podnosi głos. Przecież wszystko można powiedzieć normalnym tonem i oszczędzić również sobie zbędnych emocji. Byłam wściekła na cały świat, nie spałam w nocy, bo wszystko we mnie "chodziło". Nawet dziś jak sobie przypominam, to serducho bije szybciej. Ech... najgorsze jest to, że mam świadomość, że przede mną jeszcze wiele takich porąbanych sytuacji...