Najnowsze wpisy, strona 48


wrz 10 2002 posmęcę trochę
Komentarze: 1

Bedę smęcić. Co gorsze, będę smęcić o czymś, o czym głośno od paru dni wszędzie, a już na pewno głośno będzie jutro. Będę smęcić o tym, co się zdarzyło rok temu, czyli o ataku na WTC. Pamiętam, że tak jak w tym roku czekałam na upragniony urlop. Już prawie pakowałam walizki. Czekałam właśnie w domu na mamę. Zrobiłam jakiś obiadek i przełączałam kanały w telewizorku, żeby znaleźć coś, na czym można zawiescić oko. Zatrzymałam na BBC. Coś mi nie pasowało. Podniosły głos komentatora, coś płonęło. Jeszcze nie wiedziałam za bardzo co i o co chodzi. Wsłuchiwałam się i szukałam w pamięci tłumaczenia tego co słyszałam, bo ten mój angielski troche ostatnio zapomniany. I dotarło do mnie., ale jeszcze nie wierzyłam. Przełączyłam na polskie kanały. Nic. Jeszcze nic, bo za chwilę to samo  zobaczyłam i usłyszałam po polsku. Zaczęłam przeszukiwać pamięć "kto mieszka w NY?" "czy jest tam ktoś dla mnie bliski?" Oglądałam jak sparaliżowana. Przyszła mama. Nic nie wiedziała, a ja nawet nie wiedziałam jak to opowiedzieć. Do końca dnia siedziałam przed telewizorem i słuchałam relacji. To cholernie egoistyczne, ale pierwsze myśli były takie, że bardzo bałam się o siebie i swoich bliskich. Bałam się, że to początek czegoś wielkiego... wojny może... Nawet sobie pomyślałam, że nie moge jechać nad morze, bo jak coś się stanie... Wieczorem płakałam do poduszki. Próbowałam zrozumieć tych, którzy niedoczekali się na swoich najbliższych tego dnia. Ja przecież też czekałam na mamę. Gdyby ona nie wróciła? Potem jak słuchałam ostatnich rozmów ludzi, którzy dzwonili z samolotu, albo z wieżowców do swoich bliskich i żegnali się, to wyłam jak bóbr. Wiem, wiem... ktoś napisał, że codziennie ginie wielu ludzi, że na przykład w Afryce z głodu, że w różnych wojnach, które nas nie dotyczą... Wiem. Zdaję sobie z tego sprawę, ale nic nie poradzę na to, że mnie to tak dotknęło. Wiem, że to był "dobry news" dla stacji telewizyjnych, wiem, że skomercjalizowano tragedię. Mnie to jednak tak bardzo zabolało i boli nadal jak patrzę na zeszłoroczne zdjęcia. Jak się potem okazało mój kolega uniknął cudem śmierci, bo wziął wolne tego dnia. A pracował w WTC... tak miało być? Być może... gdzieś podświadomie wierzę w przeznaczenie, w zapisane dla nas wydarzenia. Najgorsze jest to, że na szaleńców nie ma żadnej metody. Ja nawet próbowałam ich zrozumieć. Próbowałam zrozumieć to, że USA we wszystko się wchrzania, że próbują urządzić ten świat po swojemu itd. Nie zrozumiałam jednak czemu winni byli ci ludzie, którzy zginęli. Czy oni mieli jakikolwiek wpływ na to, co się dzieje? Dlaczego matki i ojcowie osierocili swoje dzieci? Dlaczego żony nie doczekały się w ten wtorek na swoich mężów? Dlaczego rodzice stracili dzieci? Nie rozumiem...

sheryll : :
wrz 09 2002 i po poniedziałku
Komentarze: 1

Najlepsze w poniedziałku jest to, że kiedyś musi się skończyć. Naszczęście dzisiejszy dzień ma się ku końcowi. Na szczęście, bo nie należał do najprostszych. Kurczę, czy ja kiedyś byłam taka popaprana, że chciałam pracować? Odwołuję każde moje słowo! Praca jest ok do czasu jak szefostwo (zwłaszcza jak się ma ich kilku) nie chce wyjaśniać spraw finansowych firmy. Każdy dąży do czegoś zupełnie innego: szefostwo oczywiście do tego, żeby mieć kupę kasy i jak najmniej dać fiskusowi, ja-do tego, żeby wszystko było zgodnie z prawem, bo na czyją głowę spadną pięści jak nie będzie? Wyłączając już fakt, że jednego ze wspólników gówno obchodzi dokładnie wszystko, to jeszcze możnaby to nazwać normalną sytuacją. I pomyśleć, że każdy księgowy na tym popapranym świecie tak ma. Żebym jeszcze za te balansowanie na krawędzi dostawała jakieś godziwe wynagrodzenie... Cały czas mam jednak wrażenie, że to swego rodzaju inwestycja z mojej strony, bo wciąż uczę się czegoś nowego, zdobywam doświadczenie, bez którego jak każdy wie o dobrej pracy nawet nie ma co myśleć. Najgorsze jest to, że najczęściej pracodawcy żądają, żeby pracownik był młody (25 lat), dyspozycyjny, po studiach (najlepiej dziennych) i z 10-letnim doświadczeniem. He he he... i jakoś nie dociera do nich, że to mało realne. Ech... obejrzę sobie Seana Connery (on jest jak wino: im starszy tym lepszy) i ucieknę od tego poniedziałku w świat snu. Oby tylko nie śniła mi się kontrola z Urzędu Skarbowego...brrr...

sheryll : :
wrz 08 2002 kolejny dzień
Komentarze: 2

Tak sobie myslę, że chyba nie jestem aż taka najgorsza na świecie. Nie potrafię długo być na kogos zła, nie potrafię gniewać się dłużej niż kilka dni. Z drugiej jednak strony, jak już mi złość przejdzie, to nie lubię rozdrapywać ran, dziesiątki razy wracać do tego samego, rozważać, wyjaśniać... Nie lubię. Wolę zapomnieć, bo takie rozważania przeważnie kończą się kolejną kłótnią, bo przecież mija mi tylko złość, a poglądy pozostają te same.

Nie mogę powstrzymać się od myślenia o moim urlopiku kochanym. Planuję trasę, myślę co zabrać ze sobą, widzę oczyma wyobraźni wzburzone morze... Jeszcze tydzień... Najgorzej będzie jutro. Zawsze poniedziałki są najgorsze. Nie lubię poniedziałków. Trzeba wszystko zaczynać od początku, czekać na weekend przez długie 5 dni. Zwłaszcza jutrzejszy poniedziałek będzie trudny. Kolejne spotkanie z szefostwem i drążenie spraw finansowych. Już mi brakuje argumentów, miesza się wszystko w głowie...Ile razy można mówić o tym samym i wymyślać wciąż nowe rozwiązania, każde równie beznadziejne...Jak minie poniedziałek, wszystko będzie prostsze i łatwiejsze...

sheryll : :
wrz 07 2002 dzień dobry, zastałem Jolkę?
Komentarze: 5

Uwielbiam "Seksmisję" mimo, że oglądałam to już dziesiątki razy. Kurczę, można było jednak zrobić zabawny polski film. Te starsze filmy jakoś mi bardziej pasują. "Sami swoi", komedie J.Gruzy... było sie z czego pośmiać, a teraz? Polska kinematografia ma się baaardzo źle. Jak dowiedziałam się, że krecą "Starą Baśń" i główną rolę będzie grał oczywiście Żebrowski, to szlag mnie trafił. Czy w Polsce nie ma innych aktorów? Czy we wszystkich filmach trzeba obsadzać Żebrowskiego, Pazurę i innych "najzdolniejszych"? A poza tym krwiopijca jakiś wypił ze mnie hektolitry krwi i drapię się jak oszała. Muszę go wybić przed nocą, bo obudzę się ... w ogóle się nie obudzę jak wyżłopie ze mnie resztę. Aaa...jeszcze mi się tak przypomniało coś. Jak to nigdy nie można być pewnym człowieka. Któż mógłby przypuszczać, że nasz blogowy wielbiciel wafelków ma takie wielkie serce i tak ładnie potrafi mówić o tym, co się w tym sercu dzieje. No może to nie jest język literacki, ale szczery przynajmniej. Jestem pod wrażeniem sang...

sheryll : :
wrz 07 2002 język
Komentarze: 3

Tak mi dziś przypadkiem wpadł w oko prof. Miodek. Rozprawiał rano o zapożyczeniach obcojęzycznych i spadł mi kamień z serca jak usłyszałam z ust samego profesora, że "weekend" jest ok, czyli nie ma nic złego w tym słowie i można mówić i wcale nie jest to jakimś strasznym przewinieniem. Tak mi bowiem zgrzytało to słowo i nie wiedziałam, czy strasznie nie kaleczę języka przypadkiem. Znacznie większym przewinieniem jest tak modne ostatnio "dokładnie". Nie cierpię tego słowa. Jak ktoś próbuje nadrabiać braki w inteligencji mówieniem "dokładnie", to mnie aż skręca. Razi też profesora "kondycja gospodarki" na przykład... Właściwie to jeszcze jakiś czas temu, jak go widziałam na ekranie to szybciutko szukałam pilota i hop na inny program. Od jakiegoś jednak czasu bardzo lubię popatrzeć sobie na człowieka, który ze swojego kilkuminutowego programu robi coś naprawdę wielkiego, bo wkłada w ten swój wykład wiele serca i emocji. No i przyznaję, że miło czasem posłuchać bardziej urozmaiconego języka, bo na ulicy... ech... szkoda słów...

sheryll : :