Najnowsze wpisy, strona 51


sie 21 2002 jak dobrze mieć sąsiada...
Komentarze: 3

Już czułam kompletną pustkę w głowie i nawet planowałam czasowe zawieszenie działalności blogowej, a tu wpadł mi do głowy taki mały pomysł opisania "uroków" życia w tzw. blokowisku. Pomysł pojawił się natomiast nie tak sobie, ale z konkretnego powodu. Powód ten natomiast od samego rana (czyt. od 8.32) wiercił jakimś wiertłem wielkości drzewa chyba w mój sufit. Właściwie to już prawie wwiercał się w mój zaspany móżdżek. Leżąc tak i patrząc czy nic nie leci mi już na głowę, albo czy nie widać jaki dywan ma sąsiad, pomyślałam sobie (jak jeszcze mogłam myśleć), że cudem byłoby nieposiadanie sąsiadów. Bo moi sąsiedzi są wyjątkowo upierdliwi. Zalet posiadania takowych nie znajduję. Wady natomiast... Zacznę od pobudek. Typ pobudki wiercącej już znacie. Jest jeszcze kilka typów. Typ drugi, ale chyba najczęstszy to pobudka muzyczna. Muzyczna...no nie wiem, czy te "łup łup łup" można nazwać muzyką, ale tak będzie najłatwiej ją nazwać. Pobudka muzyczna zdarza się o porach najróżniejszych, a najbardziej lubi się zdarzać o godzinie 8.07 w niedzielę. Wtedy to wypowiadam słowa, o których znajomość sama siebie nie podejrzewałabym. Mam wtedy ochotę iść do tych moich sąsiadów kochanych tak jak stoję, taka rozczochrana i rozłupać im małym kuchennym tasaczkiem cały ich drogocenny sprzęt grający. "Łup łup łup" zdarza się oczywiście nie tylko rano, ale również wtedy jak wracam z pracy i mam ochotę na chociaż 15 minut ciszy i spokoju. Ależ skąd! Moi kochani sąsiedzi uważają, że wszyscy inni sąsiedzi uwielbiają ich codzienne "łup łup łup". Mam nawet pomysł, żeby na Gwiazdkę (jak dożyję w tym jazgocie) sprezentować moim kochanym sąsiadom piękne słuchawki do słuchania ich "łupów". Wiem wiem wiem... ktoś mi zaraz napisze, że do 22.00 można sobie "łupać" ile się chce. Ja tam też jestem za hasłem "wolność Tomku w swoim domku", ale jakoś tolerancja mnie nie dopada jak w głowie stado słoni tańczy mi can-cana. Ja rozumiem imieniny, urodziny i inne imprezy okolicznościowe. Rozumiem, nakładam poduszkę na głowę, w uszy stopery i nawet nie używam wtedy wyszukanych wulgaryzmów, ale nie co dzień w mordę. I nie o 8 rano w niedzielę! No ale odeszłam od tematu. Trzeci typ pobudki to poranne schodzenie sąsiadów po schodach. Nie mogą oczywiście iść normalnie. Zwłaszcza dzieci sąsiadów uwielbiają biec po schodach, a mi wydaje się, że coś mi się wali na głowę. Pobudka kolejna, to pobudka pieska, czyli poranne spacery z psami, które szczekają specjalnie pod moim oknem. Pobudka numer... kolejny, to pobudka wrzeszcząca, czyli wrzeszczące dzieci pod moim oknem. Ciekawe dlaczego wszyscy uparli się, żeby głośno się zachowywać pod moim oknem właśnie... dzieci najczęściej wrzeszczą do siebie słowa, których nawet ja, w najgorszej złości, nigdy nie przepuściłam przez swoje usta. Pobudka trzepiąca buty ma zastosowanie jedynie zimą. Mieszkam bowiem na parterze i jak sąsiedzi wchodzą do klatki, to namiętnie trzepią swoje butki ze śniegu, aż do mniej więcej drugiego piętra. O skrzypiących drzwiach wejściowych, które tylko ja oliwię już nie wspominam... Ufff...jak tak sobie ponarzekałam, to od razu mi lżej i może jutro przy pobudce muzyczno-wiercącej (kolejni sąsiedzi zaczęli remont) uśmiechnę się do siebie i powspominam czasy kiedy to u mnie był remont i prosiłam majstrów, żeby zaczynali swoje stukanie i wiercenie jak najwcześniej. Może już czas coś wyremontować...

sheryll : :
sie 20 2002 Marek K.
Komentarze: 1

1,5 mln zł... dużo? No chyba sporo...Tyle właśnie z pieniędzy podatników ubyło, bo nasza władza przy okazji wizyty papieża nabyła sobie nowiutkie samochodziki. I dobrze skomentowało ten fakt RMF FM, że wiceprepierom nie ubyłoby chyba czci, czy czegoś tam, jeśli jeździliby samochodami niższej klasy niż jakieś najnowsze BMW. Dlaczego przy okazji duchowej strawy dla wielu osób znajdą się zawsze jakieś szuje, które wykorzystują to dla swoich interesów? Pytanie retoryczne oczywiście, bo tak było, jest i będzie. I to bardziej zasada i reguła niż pytanie czy wątpliwość.

Nikt wczoraj nie wspomniał o śmierci Marka Kotańskiego. Wspomnę ja, bo chyba warto. Przyznaję, że początkowo mnie denerwował. Wkurzała mnie ta bezpośredniość i to, że tak odważnie mówił o rzeczach, o których inni woleliby zapomnieć. Potem walczył o pierwsze domy dla narkomanów. Pamiętam sprzeciwy, protesty mieszkańców i wtedy pierwszy raz chyba zrozumiałam o co w tym wszystkim chodzi. Po raz pierwszy posłuchałam, co mówi. I tylko dlatego, że zobaczyłam go w telewizji walczącego o miejsce dla chorych na AIDS, sięgnęłam po książki, żeby dowiedzieć się czegoś o tej chorobie. Nie chciałam bać się czegoś, o czym nie miałam pojęcia. Dziś już wiem, że nie panikowałabym. Nie mówię, że tak zupełnie nie bałabym się kontaktów z chorymi, ale jestem bogatsza o wiedzę i wiem, że byłabym spokojniejsza.Był wielkim człowiekiem i choć tak wiele razy wyrzucano go drzwiami, on wracał oknem. Sam o sobie mówił, że ma miękkie serce, więc musi mieć twardą dupę... I chyba dostał nie raz od życia. Szkoda, że go zabrakło, bo, jak gdzieś usłyszałam, jego nazwisko otwierało wiele drzwi, a teraz one mogą pozostać zamknięte. I nie chodzi tylko o narkomanów. Chodzi też o matki z dziećmi, które nie mają gdzie iść. A szczególnie te dzieci... bo czemu one winne?

sheryll : :
sie 19 2002 Ałć!!!
Komentarze: 5

Czy ja kiedys pisałam coś o uczeniu się na swoich błędach? Coś o sparzeniu się... Bujda! Kolejny raz leżałam plackiem na słoneczku, nic nie smażyło, bo wiał przyjemny wiaterek. Potem troszkę popływałam i znów na słoneczko. I  już wtedy coś tak jakby mnie podpiekało. Ale co tam! Będę pięknie opalona. I co? I dupa blada. No...dupa tak, ale reszta!Ani leżeć ani siedzieć ani stać. Wszystko mnie piecze, pali, boli i co tam jeszcze najgorszego. Wyglądam niezbyt zachwycająco. A jeszcze dziś do pracy. Pewnie pójdę w stroju kąpielowym (hihi). Noc oczywiście nieprzespana, bo z jednej strony zimno mi było okrutnie i trzęsawki jakiejś dostałam, a z drugiej to nie mogłam się niczym przykryć, bo każdy dotyk sprawia niesamowity ból. O kurczę, taka stara jestem, a taka głupia! Oszaleć można. Pocieszam się tylko tym, że to przecież nie może trwać długo. Może jutro już będzie lepiej...

sheryll : :
sie 17 2002 sobota
Komentarze: 0

och...jak ja lubię piękne, słoneczne i pełne wrażeń estetycznych dni. Te wrażenia estetyczne to Mikołajki w sezonie, czyli piękne polskie jeziora, żaglówki, wiatr we włosach, nowy kostium kąpielowy (nie pytać o cenę, bo wróci poczucie winy). Lubię takie dni. Szkoda, że nie miałam towarzystwa do popluskania się w basenach Tropikany. Może innym razem. Sama trochę się bałam, bo pływam jak kamień rzucony w wodę hihi. Zataczam kręgi, a po pewnym czasie tonę. No i cały czas muszę czuć grunt pod nogami, a grunt ten musi być pozbawiony wodorostów. Jutro znów jeziorko. Tym razem znajome i bliższe. No i może mniej urocze, ale zawsze to jakaś odmiana od domu, pracy. A już za miesiąc będę spacerowała brzegiem morza i myślała o ...niczym. Czekam na te 10 dni błogiego lenistwa z niecierpliwością.

Nie miałam dziś nawet czasu na zastanawianie się nad smutną rocznicą. Równo rok temu stało się coś, co już na zawsze przekonało mnie, że nie można być nigdy pewnym dnia ani godziny. Odszedł ktoś bliski. Tak nieoczekiwanie... A bólu wcale nie złagodził upływający czas. Może tylko czas przyzwyczaił mnie do tego, że to boli. Bo ból pozostał ten sam. Każda myśl, każde wspomnienie boli tak samo jak rok temu. Może mniej chisterycznie, może mniej widać ten ból na zewnątrz, ale jest. I nie wiem, czy kiedyś odejdzie. Kiedy zapomnę? Kiedy będę pamiętać tylko dobre dni, a nie te ostatnie tak pełne cierpienia, niezrozumienia, nie godzenia się na rzeczywistość, buntu przeciw takim regułom gry zwanej życiem. Które Boże Narodzenie będzie znów radosne bez Niego? I już zawsze pozostanie chyba to głupie poczucie winy, że tak wiele mogłam Mu powiedzieć, że widziałam Go ostatnia, że miałam szansę, że zachowałam się tak normalnie jakbym za kilka dni znów Go mogła zobaczyć. Nie miałam czasu na kilka słów, a dwa dni później już nic nie mogłam powiedzieć oczekując na odpowiedź. To takie dziwne i głupie uczucia. Wiem, że niczemu nie jestem winna, że "tak miało być" (nie cierpię tych słów), ale wciąż gdzieś pozostaje puste miejsce, niedosyt spotkań, wrażenie, że mogło być inaczej. Może gdybym spytała jak się czuje... może jednak mogłam coś zmienić... 

sheryll : :
sie 16 2002 po dłuuuugim milczeniu
Komentarze: 6

Oj...całe 3 dni milczenia... I nawet nikt nie protestuje... No, ale biorąc pod uwagę te wszystkie zamiesznia, wyznania, złości i inne uczucia królujące ostatnio na blogach, to mogę zrozumieć fakt, że żywej duszy tu u mnie nie było. Miałam dziś napisać o papieżu, bo przecież aktualne i naturalne, bo wszyscy piszą, ale... nie napiszę. Co jeszcze można napisać o papieżu? Wszystko już chyba zostało powiedziane i napisane. Jestem bardzo daleka od wyświęcania kogoś za życia i stawiania człowieka na tym samym stopniu , co Najwyższego, ale szanuję Go i podziwiam. Podziwiam za nieprzeciętną siłę przede wszystkim. Gdzieś tam mi jednak coś zgrzyta oczywiście, bo nie byłabym sobą, gdybym nie pomarudziła. Zgrzyta mi ta cała kasa, która idzie na wizyty papieża w Polsce. Zgrzytają mi pieruńsko drogie pomniki wystawiane człowiekowi za życia w każdej prawie już mieścinie. Coś tam mi mówi, że te pieniądze możnaby lepiej wykorzystać w takim dziwnym kraju jak nasz. Nie pytam już nawet ile kosztują kolosalne ołtarze itd. Ech... dlaczego ten świat taki pogmatwany?

Jeszcze tylko moje zdanie na temat wyznań miłosnych na blogach. Oj... one to mi dopiero zgrzytają! Nie wiem, kto ma patent na miłość. Nikt... Nie sądzę jednak, że powinno się tak ciągać tą biedną miłość po blogach, internecie... Można mówić o fascynacji i zauroczeniu, ale ... no przepraszam bardzo wszystkich zainteresowanych, nie o miłości! Moje zdanie. No, bo przecież mogę mieć, prawda?

sheryll : :