Najnowsze wpisy, strona 13


maj 16 2003 wzloty i upadki
Komentarze: 5

Zwariuję jak nic! Dostrzegam u siebie pierwsze oznaki zidiocienia. W ciągu dnia przeżywam kilka stanów euforii i kilka totalnych dołów. Dopadają mnie wątpliwości... różne wątpliwości. Zaczynam wątpić w normalność, w trwałość, a co najdziwniejsze zaczynam wątpić w miłość... I nie wiem czy to wszystko przez stres, nerwówkę przedślubną, przez te 3 tygodnie, które przede mną. Nie wiem... Najchętniej wyszłabym z domu i poszła sobie w cały świat. I żeby nikt mnie nie zaczepiał. Szłabym tak sobie do nikąd. Chciałabym czasem móc uciec bardzo daleko od wszystkich i wszystkiego. Zaszyć się gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Szkoda, że ten świat taki przeludniony. Nie ma gdzie uciec...

sheryll : :
maj 15 2003 monotematyczna
Komentarze: 5

No dobra... stół do kuchni mam. Jeszcze w częściach leży, bo mój inżynier dziś zastrajkował i demonstracyjnie do prac społecznych się nie zgłosił. Nic to! Odpracuje w weekend. Już ja coś wykombinuję!

Zlot? Jestem za. Jak znam życie, to się będę wymigiwać jak tylko mogę, ale jestem za. No bo ja na żaden namiot się nie zgadzam! Jak widzę namiot, to mnie rzuca po ścianach. No bo dla mnie ciąg skojarzeń jest prosty: namiot --> robactwo --> ohyda! Jak mnie ostatnio jakieś fruwające gówno pogryzło, to przez miesiąc leczyłam się z bąbli. To nawet już nie swędziało, ale bolało jak cholera. I powiedziałam sobie, że na żaden namiot namówić się więcej nie dam, o! No ale jak już by trzeba było... czego się nie robi dla miłości?!

A za tydzień w sobotę urządzam panieńską popijawę. Już widzę siebie w lustrze w niedzielę rano... gorzej nigdy nie wyglądałam! Myślicie, że przez dwa tygodnie da się wytrzeźwieć? No bo do ślubu to wypadałoby iść świadomej, nie?

Karnisze... muszę jeszcze kupić karnisze... i firanki...

Monotematyczna się zrobiłam...

sheryll : :
maj 13 2003 nie jest źle... jest kiepskawo!
Komentarze: 5

Dobra! Nie ma to tamto. Mamy już prawdziwą wiosnę na naszym zadupiu. Obłędnie pachnie cały świat. Aż człowieka zatyka od tych kwitnących drzewek. Uwielbiam ten czas, kiedy świat się budzi do życia...

Pragnę również poinformować, że mam już własną deskę do prasowania, suszarkę na pranie, miskę, wiadro, talerze, kubki, sztućce, patelnię i parę innych rzeczy. Byłam dziś na zakupach. Niby nic konkretnego nie kupiłam, a wydałam tyle kasy... Dobrze, że mama mnie dzielnie wspiera (wsparła mnie ręcznikami, pościelą, ścierkami, talerzami i kupą innych dziwnych rzeczy), bo chyba byłoby cieniutko. No i zapisałam się do szkoły. To znaczy na studia podyplomowe finansów i rachunkowości. Zajęcia od połowy października. Właściwie to się cieszę, że powspominam stare dobre czasy studenckie. Oczywiście to nie będzie to samo, bo zaocznie jest zupełnie inaczej, ale... namiastka będzie. Podanie więc złożyłam. Dobrze, że mnie mama pospieszyła, bo okazało się, że od wczoraj przyjmują zgłoszenia, a mają już trochę podań, więc jakbym poczekała jeszcze z tydzień, to mogłoby się okazać, że miejsca dla mnie niet.

A jutro idę popracować. A pojutrze będę się kształcić z bankingu. A w piątek znów jadę do B. Tym razem do salonu sukien ślubnych. Nie żebym chciała sobie wykombinować drugą. Jadę z M., bo i ona niedługo dołączy do grona szczęśliwych zaobrączkowanych i nie zdecydowała się jeszcze na konkretną suknię. I niby ja mam jej w tym pomóc... No ale może przypadkiem spłynie na mnie olśnienie i uda mi się doradzić właściwie. Zobaczymy...

Aaa... potrzebuję stołu do kuchni, foteli i krzeseł. Ma ktoś jakieś zbędne?

sheryll : :
maj 12 2003 poweekendowe wynurzenia
Komentarze: 12

Pogrzeb udało mi się jakoś przetrwać. Choć chwilami miałam wrażenie, że i ja zostanę na tym cmentarzu zagryziona na śmierć przez komary. W życiu tyle paskudztwa nie widziałam! Dobrze, że mi nie strzeliło do głowy, żeby zapomnieć kurtki. A tak, to postawiłam kołnierz i gimnastykowałam się odganiając od krwiopijców. W sumie to dość komicznie wyglądało, bo wszyscy tak machali łapkami, włącznie z księdzem... No i powagi tej smutnej uroczystości przez to nieco ubyło.

A dziś odebrałam klucze. Mieszkanko jest prawie kompletnie puste, ale cieszy! Może jeszcze dziś zawlokę tam trochę rzeczy... Trzeba skombinować pudełek... wezmę z pracy!

Aaaa... no i wczoraj odbyła się ostatnia narada rodzinna przed weselem. Ostatnie przymiarki sukni, ostatnie poprawki, ostatnie decyzje. Klamka zapadła! Zostało już tak niewiele czasu.

Yyyy... co jeszcze... aaa... dziś ćwiczyłam cierpliwość i powiedziałam sobie: ŻADNYCH DZIECI! Never! Nikt mnie chyba nie namówi na takie rozwydrzone pacholę, które tylko dlatego, że jest dzieckiem, robi co chce i gdzie chce i z kim chce. Grrrrr...

sheryll : :
maj 09 2003 smutasy...
Komentarze: 4

Jutro nie będzie lekko... Jadę na pogrzeb. Niezależnie od pokrewieństwa ze zmarłym pogrzeby działają na mnie fatalnie (na kogo nie działają?). Ja potem przez kilka dni nie mogę dojść do siebie. Prześladują mnie czarne myśli i wszędzie widzę spadające mi na głowę cegły, pędzące na mnie samochody itp. I tym razem na pewno będzie podobnie... Są ludzie, którzy to rozumieją i nie zmuszają mnie do udziału w takich uroczystościach, a są tacy, którzy nie bardzo to rozumieją.

Czasem mi się wydaje, że urodziłam się wczoraj i kompletnie nie rozumiem tego świata. Jakbym przybyła z innej planety, a ludzie dookoła mówią w nieznanym mi języku. Też tak macie?

Jutro pogrzeb, a pojutrze ostatnie przymiarki  sukni ślubnej... To już przestaje być "życiowe", a zaczyna być groteskowe. Nie potrafię tak w sobie przełączać nastrojów, zmieniać humoru wraz z ubraniem. Nie potrafię zdjąć przygnębienia i odwiesić na wieszak. Kompletnie nie pasuję do świata, w którym można wszystko kupić, wszystko zagrać, być kim się chce na każde zawołanie. Kiepska byłaby ze mnie aktorka, bo czego jak czego, ale uczuć grać nie potrafię...

sheryll : :