Ochłonęłam już trochę, ale wciąż łapię się na tym, że myślę o tym, że powinnam się uczyć. Takie zboczenie pewnie mi jeszcze przez jakiś czas zostanie. Zrobiłam dziś zdjęcia do dyplomu. Będą na jutro. Czemu ja tak głupio wychodzę na takich pozowanych zdjęciach? Wcale nie twierdzę, że na nie pozowanych wychodzę oszałamiająco, ale... chyba lepiej. Biegałam dziś po sklepach w poszukiwaniu firan i zasłon do sypialni mamy. Uwielbiam uczestniczyć w realizacji cudzych marzeń. A ona tak marzyła o pięknej sypialni. I ma już prawie wymarzoną. Brakuje kilku szczegółów. Czy pisałam tu już kiedyś o mamie? Chyba nie... a więc najwyższy czas:
Mama jest wspaniała. Nigdy nie miałam żadnych problemów tzw. wieku dorastania, bo Ona zawsze była taka jaka powinna być. Nie zabraniała, nie kazała, nie krzyczała. Wszystko było przegadane, przedyskutowane, miałam prawo mieć swoje zdanie. Doprawdy nie wiem jak znalazła ten złoty środek w wychowywaniu mnie. Z jednej strony czuwała, żeby nic mi się nie stało złego, z drugiej jednak strony, to czuwanie było niezauważalne. Ufała mi, wierzyła, że jestem rozsądna... Wszyscy mi zazdrościli takiej mamy. Na wywiadówkach jak lwica broniła wybryków "młodzieży", tłumaczyła, że to taki wiek, że trzeba zrozumieć. Nigdy nie dała mi odczuć jakiegoś moralizowania, narzucania swojego toku myślenia. Uczyłam się żyć i myśleć po swojemu. Ale zawsze była tuż obok, żeby podpowiedzieć jakieś rozwiązanie, pomóc, dać się wypłakać... Zawsze pomagała mi realizować moje marzenia. Nie usłyszałam nigdy, że mam kolejny durny pomysł, kolejne nierealne marzenie. Studia? To poniekąd również jej niezrealizowane marzenie, ale wcale nie czułam, że narzuca mi wybór kierunku. Może dlatego, że zawsze chciałam być tak jak Ona. I nadal chcę. chciałabym żeby moje dziecko kiedys myślało o mnie tak, jak ja o Niej - najważniejszej osobie w moim życiu; najsilniejszej psychicznie, najspokojniejszej, najwytrwalszej...najlepszej...