Najnowsze wpisy, strona 55


sie 01 2002 przemyślenia na fotelu dentystycznym
Komentarze: 2

"Dźwięczny deszcz" jest chyba najlepszy! Spróbuję namówić jakiegoś obcokrajowca żeby wymówił to moje indiańskie imię. Ależ jestem okrutna...

Dentystka była dziś bardzo łaskawa i nie wbiła mi igły do mózgu. Zatrzymała się na migdałkach... Nieee..nie było tak źle. Zawsze może być gorzej. A siedząc na fotelu dentystycznym i uważnie śledząc ruchy dentystki (trzeba obserwować te wszystkie narzędzia, igły, strzykawki i inne, bo nie znasz dnia ani godziny) miałam trochę czasu na kontenplacje, czyli przemyślenia mocno wystraszonego człowieka. Jednym okiem zatem patrzyłam mojej oprawczyni na ręce, a drugim bładziłam gdzieś w zakamarkach mojego umysłu (nieźle to musiało wyglądać!). Oczywiście prochu nie wymyśliłam, bo był już ktoś przede mną, ale za to mogłam pomyśleć o tym wszystkim, na co teraz nie mam czasu. I doszłam do wniosku, że najmniej czasu to mam teraz chyba dla znajomych. Moje spotkania z nimi ograniczyły się jedynie do pisania maili, kilku zdań wystukanych w klawiaturę, kilku "rozmów" na GG... i mam wrażenie, że gdzieś ich tracę. Coraz mniej o nich wiem, coraz mniej ich problemów rozumiem i znam. I w związku z ożywioną ostatnio korespondencją z M. tak sobie o Niej pomyślałam, że właściwie to jesteśmy tak bardzo różne, tak często sprzeczałyśmy się, mamy zupełnie inne dusze, a jednak... kolejny dowód na istnienie prawa przyciągania pomiędzy przeciwieństwami. Nie wiem czy gdzieś poza studencką ławą miałabym okazje Ją poznać. Pewnie nie. A dziś juz wiem, że dobrze się stało, że Ją poznałam. Dobrze, że mogłam czasem pomóc w podbramkowych sytuacjach. Dobrze, że mogłam Jej zawsze powiedzieć wszystko, co myślę bez żadnych niedopowiedzeń. Dobrze, że była. Dobrze, że jest. I chociaż wiem, że za kilka miesięcy, może za rok, może za dwa kontakt się pewnie urwie, będziemy rzadziej do siebie pisały, będziemy żyły w zupełnie innych światach, to cieszę się, że była w moim życiu przez chwilę. Bo to jest tak, że wartościowych ludzi warto znać choćby przez chwilę (bo kilka lat, to przecież tylko chwila). Chciałabym, żeby została gdzieś w kąciku moich myśli, mojej codzienności, ale wiem, że to takie nierealne. Szkoda, że tak się jakoś dziwnie w życiu układa... 

"Następna wizyta za 2 tygodnie!" - pogromczyni dziur w zębach wyrwała mnie z błogiego letargu, z myślenia o kimś ważnym...    

sheryll : :
sie 01 2002 Był deszcz!
Komentarze: 4

No i proszę bardzo! Dziś nad ranem burza i deszcz aż miło! Ha! I co wy na to? Tylko chyba coś nie do końca mi wyszło, bo jest 10.00 i znow skwar. A miało kurczę być chłodniej... No ale jestem przecież dopiero początkującym indianinem, więc nie można ode mnie żądać zbyt wiele. Hmmm... indianie mają różne takie swoje imiona np. szybka strzała czy milczące drzewo (no milcząca to ja nie mogłabym być). A jak ja mam się nazwać... Może ktoś ma jakiś pomysł? Chętnie skorzystam z podpowiedzi, bo narazie nic nie przychodzi mi do głowy. Szybka ostatnio też nie jestem, bo ta pogoda spowolniła moje ruchy i działam na zwolnionych obrotach.

Chyba czas do pracy. A po pracy do dentystki! Ojojojojoj... znow będzie bolało. Jak ja nie lubię majstrowania przy moich zębach. A już najbardziej nie lubię wielkiej strzykawy i igły włażącej mi aż do mózgu. Brrr...

sheryll : :
lip 31 2002 wyjaśnienie
Komentarze: 4

Jeżeli kogokolwiek interesuje to, że milczę od jakiegoś czasu, to śpieszę zaspokoić ciekawość: upały działają na mnie niezwykle destruktywnie, ciśnienie spada mi poniżej jakiegokolwiek poziomu, chodzę pijana temperaturą, nic mi się nie chce, a wszelkie próby podjęcia jakiejkolwiek aktywności kończą się wielkim niepowodzeniem. Chociaż... chwileczkę! Wymyśliłam sobie, że może poszukam czegoś w sieci na temat tańca deszczu i indiańskich przyśpiewek wywołujących to upragnione przeze mnie zjawisko. Poza deszczem przy okazji może uda mi się obniżyć temperaturę o kilka (kilkanaście?) stopni wszechobecnego Celsjusza. Jeśli zatem w waszej okolicy pojawią się spadające z nieba kropelki, to niechybny znak mojej działalności szamańskiej. I znaczyć to będzie również, iż nie posiadłam jeszcze do końca Wielkiej Sztuki Tańca Deszczu, bo nie mam wcale zamiaru psuć wam wakacji i zsyłać na was wodę z nieba. Niech pada tylko nad moją głową i tylko mi niech będzie chłodno. No chyba, że ktoś jeszcze miałby ochotę na ochłodzenie. Jeśli tak, to niech połączy się ze mną w poszukiwaniach opisów szamańskich i indiańskich i jakich tam jeszcze chcecie (oby skutecznych) zwyczajów zmiany aury.

sheryll : :
lip 28 2002 a jednak!
Komentarze: 2

A jednak pojechałam pod namiot! Ale tylko na jedną noc. I o jedną noc za dużo! Owszem, zobaczyłam sie z ukochanym (zwłaszcza, że były Jego urodzinki), ale bratanie się z komarami to nie dla mnie. Nie dla mnie zimne noce, brak łazienki i inne takie "przyjemności". Prawie całowałam drzwi od domu po powrocie. Ech... NEVER AGAIN!!! Do następnego roku...

Czy ktoś zamawiał upały? Ja nie. Znów mnie dobijają. Wiem wiem... to dopiero 2 dni, ale dla mnie nawet jeden dzień jest koszmarem przy takich temperaturach. Oj... jutro znów do pracy...

sheryll : :
lip 24 2002 smuteczki...
Komentarze: 7

Dziś będzie smutno, więc jeśli ktoś nie ma ochoty dziś na smutasy, to niech dalej nie czyta.

Śmierć... czy ktoś może mi wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego odchodzą ludzi, którzy nie przeżyli jeszcze wszystkiego? Dlaczego odchodzą ci, którzy tak bardzo chcą żyć? Dlaczego musi być tak, że wspaniali ludzie przegrywają walkę z chorobą? I dlaczego co roku, w wakacje odchodzi ktoś mi bliski? Aż boję się wakacji, bo nie wiem, kto tym razem. Już wiem... I właściwie targają mną różne emocje, bo z jednej strony wiem, jak bardzo chciała żyć, jak kochała życie, a z drugiej - cieszę się, żę już bardziej nie będzie cierpiała, bo to dla Niej chyba najgorsze. Co ja wygaduję?! To najgorsze dla każdego! Chodzi mi jednak o to, że nie zniosłaby tego uzależnienia od innych w momencie, kiedy choroba wygrała i przykuła Ją do łóżka. Nie rozumiem takiej śmierci. Jestem w stanie pogodzić się z odejściem ludzi starych, takich, którzy przeżyli już swoje życie do końca, ale dlaczego odchodzą młodzi? Wiem, że już od jakiegoś czasu było jasne, żę Ona odejdzie, że można było się do tego przygotować. No ale, czy można się przygotować do śmierci? Na pewno trochę oswoiłam się z tą myślą (o ile można w ogóle o czymś takim mówić), na pewno nie będzie tak ciężko jak rok temu. To nie takie potworne zaskoczenie, nie szok po odejściu zdrowej, młodej jeszcze osoby jak rok temu. Rok... to już prawie rok... Gdybymtylko wiedziała, że tamta Wigilia będzie ostatnia... gdybym wiedziała, że Go widzę ostatni raz w czwartek, a w sobotę... gdybym wiedziała...

sheryll : :