A o czym by tu dzisiaj...? Staram się pisać o uczuciach, które wcześniej czy później dopadają każdego z nas. Była miłość i przyjaźń. Czas na coś mniej szlachetnego. Może złość i nienawiść... Nie jest mi na pewno obca. Co mnie złości? Pewnie jak większość ludzi na tym świecie (z może nie?) niesprawiedliwość. Fakt, że jedni nie mają co jeść, a inni wyrzucają jedzenie jest chyba najbardziej wkurzającym. Bardzo mnie też denerwuje nietolerancja i szufladkowanie ludzi. Żyd - chytry, Cygan - złodziej, Polak - hmm... najczęściej spotyka się chyba określenie pijak, Włoch, Hiszpan - "babiarz", kobieta - nieumiejętny kierowca, blondynka - kretynka.... to takie naprędce wymyślone skojarzenia, z którymi się spotykam. Denerwuje mnie to okropnie, bo obrażamy się jak źle nas Polaków traktuje za granicą, a sami nie jesteśmy lepsi. Przypinamy wszystkim łatki-etykietki, skreślamy ludzi tylko dlatego, że urodzili się w określonym miejscu. Nie wspominam tu już o rasizmie, bo to już chyba największa głupota. Jak można oceniać kogoś po ilości pigmentu w skórze?! A ja? Staram się kontrolować i w stosunku do nikogo nie wyrabiać sobie niepochlebnych opinii sądząc tylko po pochodzenu czy wyglądzie i... chyba mi to wychodzi, bo nie spotkałam się jeszcze z określeniem co do swojej osoby "nietolerancyjna". Jest jedna rzecz, której nietoleruję: głupoty. I nie będę tolerowała nigdy. Czasem może tylko coś przemilczę, kiedy widzę, że nie warto marnować czasu i nerwów, bo ktoś jest zdecydowanie "niereformowalny". A religia? Jest mi obojętne czy ktoś wierzy w Buddę, Allacha, Jahwe dopóki nie próbuje przekonywać mnie, że to właśnie jego religia jest tą najwłaściwszą. Szanuję ludzi religijnych w każdej wierze, szanuję obyczaje, kult Najwyższego jakkolwiek Go nie nazywają. Wszystko jednak do momentu, w kórym nie dzieje się komuś krzywda. Nie pojmuję walk religijnych, zbrojnego zmuszania do wiary w "jedynego, słusznego Allacha" czy innego Boga. Płaczę jak widzę małe dzieci uczące się obsługiwać broń, mówiące na pamięć jak należy nienawidzić innowierców. Płakałam jak oglądałam płonący WTC. Nie mogłam ani sercem ani rozumem pojąć tego, co się stało. Taka wiara zahacza mi o sektę, pranie mózgu i tworzenie sobie prywatnej armii na własny użytek. Z drugiej strony nie rozumiem jak ludzie mądrzy, wykształceni wierzą sektom, oddają im swoje życie. Jak można tak bezkrytycznie podchodzić do tak wątpliwych zgromadzeń?!
Nienawiść.... czuję ją tylko w stosunku do jednej osoby. I chyba nie pozbędę się tego uczucia. A inni? Najczęściej jeśli mnie skrzywdzili stają mi się obojętni, unikam ich towarzystwa, ale nie mówię nigdy, że ich nienawidzę. Myślę, że na takie określenie trzeba sobie pożądnie "zasłużyć" i podobnie jak z miłością, nie można szastać tym słowem co chwila. Najczęściej zapominam o urazach, a przynajmniej staram się. Tylko w stosunku do tej jednej osoby nie zapomnę i nie wybaczę. Nawet nie chcę...