Komentarze: 5
Tak mi dzisiaj się pomyślało o zbliżającym się święcie. 1 listopada... osobiście nie przepadam. Nie lubię tej obłudy, udawania, że kogoś to wszystko obchodzi. Producenci zniczy i chryzantem zarabiają pieniądze na naszym poczuciu winy. Jak już przywalimy brzuchy grobów wiązankami i postawimy kilka światełek, to od razu nam lżej. Spełniliśmy obowiązek. Wiele osób nawet nie wspomina zmarłych przez cały rok, a tego dnia pędzą setki kilometrów, żeby zapalić znicz. Bez sensu! Wspominać można zawsze i wszędzie. Jeśli ktoś czuje potrzebę, to przecież może chodzić powspominać zmarłych przy ich grobach przez cały rok. Nie widzę żadnego sensu (poza komercyjnym oczywiście) w tej całej plątaninie. Wolałabym chyba bawić się w ten dzień jak Amerykanie (co wcale nie oznacza, że jestem wielką zwolenniczką przejmowania wszystkiego, co zachodnie). Oczywiście pójdę w tym roku popatrzeć na ten wyścig ludzi z wiązankami i zniczami, ale nie lubię... to nie najlepsze słowo, bo przecież nikt nie lubi... Jeśli mi ktoś mówi, że przez cały rok nie ma czasu, że pracuje, że za daleko... nie widzę potrzeby fizycznego bycia przy grobie, żeby wspominać. No bo dla kogo tak naprawdę te pomniki, grobowce za tysiące? No chyba nie dla zmarłych...