Najnowsze wpisy, strona 45


paź 08 2002 niedługo listopad...
Komentarze: 5

Tak mi dzisiaj się pomyślało o zbliżającym się święcie. 1 listopada... osobiście nie przepadam. Nie lubię tej obłudy, udawania, że kogoś to wszystko obchodzi. Producenci zniczy i chryzantem zarabiają pieniądze na naszym poczuciu winy. Jak już przywalimy brzuchy grobów wiązankami i postawimy kilka światełek, to od razu nam lżej. Spełniliśmy obowiązek. Wiele osób nawet nie wspomina zmarłych przez cały rok, a tego dnia pędzą setki kilometrów, żeby zapalić znicz. Bez sensu! Wspominać można zawsze i wszędzie. Jeśli ktoś czuje potrzebę, to przecież może chodzić powspominać zmarłych przy ich grobach przez cały rok. Nie widzę żadnego sensu (poza komercyjnym oczywiście) w tej całej plątaninie. Wolałabym chyba bawić się w ten dzień jak Amerykanie (co wcale nie oznacza, że jestem wielką zwolenniczką przejmowania wszystkiego, co zachodnie). Oczywiście pójdę w tym roku popatrzeć na ten wyścig ludzi z wiązankami i zniczami, ale nie lubię... to nie najlepsze słowo, bo przecież nikt nie lubi... Jeśli mi ktoś mówi, że przez cały rok nie ma czasu, że pracuje, że za daleko... nie widzę potrzeby fizycznego bycia przy grobie, żeby wspominać. No bo dla kogo tak naprawdę te pomniki, grobowce za tysiące? No chyba nie dla zmarłych... 

sheryll : :
paź 08 2002 lodowaty poniedziałek
Komentarze: 5

Dobry wieczór! Uwaga, będzie narzekanie! Wszyscy uczuleni na narzekanie, proszeni są o naciśnięcie szarego przycisku w lewym górnym rogu ekranu z napisem "POWRÓT". No dobra, nie został nikt, więc można marudzić. Będę dziś marudzić na pogodę (czy ktoś pamięta jak marudziłam na upały i pisałam, że wkrótce będę narzekać na zimno?). Wiało dziś tak, że myślałam, że mi uszy odpadną. Gdybym założyła czapeczkę, to wcale nie wyglądałabym głupio (pomijając fakt jak W OGÓLE wyglądam w czapeczce). Na szczęście udało mi się wpakować szefowej do samochodu i podwiozła mnie do mojej drugiej pracy. Aaaa... nie wspomniałam jeszcze, że dziś wstawałam. W trzech podejściach! Za pierwszym udało mi się tylko srogo spojrzec na podskakujący telefon (czy to na pewno ja nastawiłam wieczorem ten budzik?), wyłączyć go, posłuchać walących o parapet kropli deszczu i... następne co pamiętam to jakaś siła nadprzyrodzona, która kazała mi otworzyć oczy i spojrzeć na bezczelnie tykający zegar wiszący na ścianie. Już nawet odkryłam kołderkę, bo pomyślałam, że jak zmarznę, to szybciej wstanę. BŁĄD! Jak zmarznę, to przykryję się aż po sam nosek i zasnę uszczęśliwiona, że już cieplej. Trzecie podejście było niezwykle brutalne. Zadzwonił telefon stacjonarny i musiałam zwlec się z łóżka niestety. Grrrr... Okazało się, że mam baaaaardzo mało czasu na wszystkie te poranne czynności, które generalnie bardzo lubię, więc biegałam jak szalona po mieszkaniu i robiłam kilka czynności naraz. Układałam włosy jedząc śniadanie i sprawdzając pocztę (a jak! Nie mogłam sobie odmówić tej przyjemności), ubieranie się połączyłam ze zbieraniem dokumentów, które mogłam przecież przygotować wieczorem i robieniem makijażu. No i nawet się nie spóźniłam! Jak się później okazało, wcale nie musiałam tak się śpieszyć, bo Pan Informatyk, z którym miałam się spotkać, miał trochę tzw. poślizgu i prawie nic nie załatwiłam... Grrrr.... Na szczęście zrobiłam już dzisiaj PITy, ZUS zrobiony, jeszcze tylko VAT i kolejny miesiąc CLOSED. Aaaa... oczywiście jak wróciłam padłam i  byłam nieprzytomna (czyt. spałam) przez 3 godziny. I co ja teraz będę robić w nocy?! Dobrze, że jutro mogę trochę pospać... 

sheryll : :
paź 06 2002 szczęśliwa mimo wszystko
Komentarze: 6

Nawet pogoda pod psem (przepraszam wszystkich właścicieli tych czworonogów) i kiepściutkie samopoczucie fizyczne nie sprawi, że weekend nie będzie mnie cieszył. A cieszy! Po pierwsze, dlatego że w ogóle jest. A po drugie, wraca ze szkoły mój A. i znów będziemy razem. Mimo, że to tylko 80 km, to odczuwam tę odległość jakoś tak silniej. Nie lubię się z Nim rozstawać. Przez ponad 6 lat tylko dwa razy byliśmy dłuższy czas bez siebie. Pierwszy, na początku znajomości, coś około 10 dni jak byłam na obozie, a drugi rok temu, dwa tygodnie mojego pobytu nad morzem. I dodam, że były to najdłuższe tygodnie w moim życiu. No więc A. wraca, pogoda pod psem (jeszcze raz przepraszam...), jutro praca... Czy ja już kiedys nie postulowałam o czterodniowy weekend? Niechby zaczynał się w piątek, a kończył w poniedziałek (włącznie, oczywiście). O ile łatwiej byłoby funkcjonować! Jeśli zatem ktoś ma jakieś ciche układy z prawodawcami, to bardzo proszę o wstawiennictwo. A gdyby była potrzebna jakaś lista podpisów, to myślę, że nie będzie z tym większego problemu.

Zmuszona samopoczuciem, samotnością i brakiem innych, ciekawszych zajęć, obejrzałam wczoraj "12 małp". Kurczę, czy tylko dla mnie wydał się mocno porąbany ten film? Jak nigdy męczyło mnie oglądanie Willisa. Nie dotrwałam do końca. Przełączyłam na "Znachora", żeby po raz setny płakać sobie nad losami bohaterów. 

Ach... no i wygląd mojego bloga, jakby ktoś pytał, zmienił się dzięki moim postępom w nauce html'a. Coś już zaczynam rozumieć i te ciągi znaczków przestają sprawiać wrażenie chińszczyzny. Dużo pomaga książka. Bardzo polecam "HTML 4" z serii "Po prostu" wydawnictwa Helion, autorstwa Elizabeth Castro. Przystępnie, dość dokładnie i jasno wyjaśniona "czarna magia" (jak mi się na początku wydawało). 

sheryll : :
paź 04 2002 wieczorem...
Komentarze: 3

Oglądam sobie właśnie jakieś wiadomości i cholera mnie bierze jak tego słucham. Chcą wprowadzić obowiązkowe ubezpieczenie mieszkań. Takie OC na mieszkanko. Extra! To się firmy ubezpieczeniowe obłowią. Ciekawe kto komu i ile dał, żeby taki pomysł zaświtał w głowach prawodawców naszych "kochanych". Jak tak sobie popatrzę na codzienne newsy to już nie wiem, czy kląć, czy się śmiać. Daleka jestem od narzekania na wszystkich po kolei, na rząd, na prezydenta itd., ale jak widzę co się dzieje przed wyborami to... ech...

No i zostałam samiutka na cały weekend. I co ja mam ze sobą począć?  Hmmm... mogę posprzątać, ale o tym piszę już od jakiegoś czasu, więc nie ma co nawet wspominać i obiecywać. Mogę nadrobić zaległości w czytaniu przepisów...bleee...Mogę nadrobić zaległości w pisaniu listów. Kiedy ja ostatnio napisałam list długopisem na papierze, a nie maila? Mogę jeszcze spędzić te dni przy komputerze, a tu już możliwości jest wiele. Cóż za trudny wybór... Mogłabym się uczyć, żebym nie była taka mało przewidująca. A tak, to dopiero za rok...    

sheryll : :
paź 03 2002 dzień jak co dzień
Komentarze: 8

Mówiąc bardzo delikatnie, to narobiłam się dzisiaj jak wół. Jeśli ktoś kiedyś mi powie, że praca biurowa (czy papierkowa, jak kto woli), to pryszcz, to mu chyba skopię dupkę i rzodkiewkę zasadzę. No bo jeżeli ktoś pracuje fizycznie, to przychodzi do domu i koniec. Nie myśli już o pracy, może odpocząć. A ja cały czas kombinuję, czy wszystko na czas wysłane, jak rozwiązać różne formalne problemy, jak zaksięgować... często robię jakieś papierki w domu (ZUSy albo podatki), bo tak lepiej. No i generalnie to wychodzi tak, że wcale nie jest to pół, ale trzy i pół etatu! Ciągle trzeba czytać przepisy, śledzić zmiany w prawie. Jak popatrzę na tę stertę gazetek, które czekają na przeczytanie, to aż dreszcze przechodzą. Dobrze, że chociaż pogoda nastraja optymistycznie, bo gdyby tak jeszcze chmury i deszcz... Nawet nie chce mi się myśleć co to będzie pod koniec roku. No bo niby taki nastrój świąteczno-karnawałowy, a ja będę ślęczeć nad rozliczeniami rocznymi... Brrrr... dobrze, że to jeszcze trochę czasu.

Nic to! Na szczęście zbliża się weekend i można trochę odetchnąć. Odetchnąć... hehe... chyba, że sobie okno otworzę, bo pewnie spędzę te dni przed komputerkiem :-)

sheryll : :